Choć kursy akcji rosną już od ponad roku, w dłuższym okresie wciąż jesteśmy pod kreską. W ciągu ostatnich trzech lat inwestorzy giełdowi stracili średnio jedną czwartą wyłożonego kapitału. Straty niektórych funduszy przekroczyły 50 proc. Najgorzej poradziły sobie te operujące na giełdach. Bardzo słabe wyniki zanotowały też fundusze lokujące w akcje zagraniczne, zachwalane przed trzema laty.
W zasadzie zarobić można było tylko na obligacjach i funduszach obligacji, walutach obcych i lokatach bankowych. Szczególnie usatysfakcjonowani mogą być zwolennicy dolarów.
Wracając do rynku akcji, nie sprawdziła się teoria, że minimalny czas inwestowania na giełdzie powinien wynosić trzy – pięć lat. Zwłaszcza że chodzi przecież nie o to, by nie stracić, ale by zyskać.
Najważniejszy okazuje się nie okres inwestycji, ale moment jej rozpoczęcia. A trzy lata temu moment ten był nie najlepszy. Towarzystwa zachęcały do zakupu jednostek funduszy akcyjnych, choć kursy na giełdzie były już bardzo wysokie. Akcje największych firm były wyceniane 2,5 razy wyżej niż, wynosiła ich wartość księgowa. W przypadku szczególnie preferowanych spółek z mWIG40 współczynnik ten sięgał 4. Wśród szefów TFI dominował jednak optymizm.
Sebastian Buczek, ówczesny prezes zarządu ING Investment Management (teraz szef Quercus TFI), trzy lata temu przewidywał na naszych łamach, że polska gospodarka będzie się rozwijać w tempie 5 – 7 proc. rocznie. Uważał też, że rosnąca inflacja zmusi bank centralny do podwyższenia stóp procentowych, a to pogorszy wyniki finansowe spółek giełdowych.