Koniec raju banków

- Opinia publiczna oczekuje przykręcenia śruby instytucjom powszechnie uznawanym za sprawców kryzysu. Jeśli one same nie zdecydują się na pokutę, karą będzie dalsza utrata zaufania u klientów - pisze Maciej Stańczuk, prezes WestLB Bank Polska

Publikacja: 02.04.2010 04:10

Koniec raju banków

Foto: Rzeczpospolita

Red

Wszystko wskazuje na to, że ten rok na świecie będzie rokiem regulacji bankowych. Kierunek tych zmian pod koniec 2009 r. wyznaczył Komitet Bazylejski oraz Zarząd Stabilności Finansowej (Financial Stability Board). [wyimek]Banki muszą w istotnym zakresie przejmować więcej odpowiedzialności za swoje decyzje i politykę biznesową[/wyimek]

Generalnie należy przewidywać, że nie unikniemy wyższych wymagań kapitałowych dla banków i innych instytucji finansowych. Bez wątpienia postulat ten obniża potencjał rozwojowy banków, obciąża ich rentowność i potencjalną wielkość wypłacanych dywidend, czyni je mniej atrakcyjnymi z punktu widzenia inwestycyjnego, gdyż budowanie wartości rynkowej banków będzie trudniejsze.

Niektóre grupy bankowe, a zwłaszcza te, które mają problemy ze swoim modelem biznesowym bądź korzystają z pomocy publicznej swoich rządów, będą miały dużo gorsze szanse uporania się z wdrażaniem narzuconych programów naprawczych. Mimo wszystko branża bankowa powinna otwarcie i z pokorą podjąć pragmatyczny dialog z regulatorem, zamiast toczyć walki obronne, z góry skazane na porażkę przy jednoznacznie negatywnej percepcji światowej opinii publicznej co do roli systemu bankowego w wywołaniu kryzysu finansowego w 2008 r.

[srodtytul]Jaka lekcja z kryzysu[/srodtytul]

Jeden wniosek z ostatniego kryzysu wydaje się nie wzbudzać żadnych kontrowersji: banki, przede wszystkim te systemowo ważne, muszą w istotnym zakresie przejmować więcej odpowiedzialności za swoje decyzje i politykę biznesową. Po tym gdy setki miliardów euro zostały wydane na akcje rachunkowe w wielu krajach europejskich i USA, potrzebne są nie tylko gesty ekspiacji za to, co się wydarzyło, ale również konkretne kroki zwiększające bezpieczeństwo i poczucie solidności instytucji finansowych.

Banki muszą same stworzyć solidniejsze poduszki bezpieczeństwa na aktywa obciążone ryzykiem, przy jednoczesnym zwiększeniu, również jakościowym, kapitałów własnych. Wskaźniki podstawowego wyposażenia kapitałowego czołowych banków europejskich (tzw. tier 1) oscylują między 8 a 20 proc., przy czym istnieje wiele banków, w których ten wskaźnik długoterminowo i bez większych konsekwencji spadł do poziomu znacznie poniżej 8 proc. Różnice stają się jeszcze większe, jeśli odjęlibyśmy od środków własnych bardzo popularną część kapitałów hybrydowych (środki kapitałowe pomiędzy kapitałem własnym a dłużnym).

Wobec istotnego wzrostu niepewności w globalnym otoczeniu makroekonomicznym, spowodowanym również gwałtownie zwiększonym poziomem długu publicznego i podaży pieniądza przez banki centralne, uważam, że utrzymywanie współczynników wypłacalności banków (tier 1) w przedziale pomiędzy 12 a 15 proc. za uzasadnione i adekwatne w średnim przedziale czasu. Myślę, że nie powinno być rolą nadzorcy formalnie podwyższanie wymogów regulacyjnych w tym zakresie. Właściciele i zarządy banków komercyjnych powinny się wykazać inicjatywą i wyznaczyć sobie za cel uzyskanie wyższych wskaźników bezpieczeństwa w dającym się przewidzieć czasie.

[srodtytul]Rola nadzoru[/srodtytul]

Byłoby optymalnie, gdyby nadzór finansowy unikał drastycznych kroków i ograniczał swoje działania do umiarkowanego podwyższania istniejących standardów regulacyjnych, które umożliwiałyby bankom stopniowe dostosowywanie się do nich. W ten sposób banki zachowałyby wystarczająco dużo pola manewru w przemodelowywaniu swojej polityki biznesowej, nawet jeśli musiałyby odbudować i zwiększyć swoje kapitały powyżej pożądanego minimum. W ten sposób udałoby się uniknąć ryzyka destabilizacji sektora bankowego przez nowe rygorystyczne regulacje, zamiast ten sektor wzmacniać, oraz ryzyka zablokowania kredytowania sfery realnej gospodarek.

Nowe regulacje powinny ponadto odtworzyć i wzmocnić wolnorynkowy porządek systemowy w sektorze bankowym. Powinny być też spójne w wymiarze międzynarodowym, w przeciwnym razie bowiem doszłoby do arbitrażu regulacyjnego między krajami o bardziej liberalnych przepisach a tymi z ostrzejszymi regulacjami, ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami, które doprowadziły już do zaostrzenia obecnego kryzysu.

Ponadto duże, systemowo istotne banki nie powinny dalej korzystać z przywilejów wynikających z istniejących de facto gwarancji państwowych. Oczywiście nie znaczy to, że mogą być dyskryminowane, ale w przypadku małych i średnich instytucji finansowych, które w ostatnim kryzysie stanowiły z nielicznymi wyjątkami jedyne zdrowe elementy narodowych systemów finansowych w Europie i USA i nie korzystały z pomocy publicznej, ważne jest, by nowe restrykcyjne regulacje nie hamowały ich wzrostu organicznego. Dlatego też należałoby poważnie rozważyć stosowanie zróżnicowanych regulacji w odniesieniu do wymogów kapitałowych dla banków dużych, systemowo istotnych, i mniejszych.

Komitet Bazylejski uzgodnił niedawno porozumienie z dużymi bankami europejskimi, według którego te drugie zobowiązały się do utrzymywania wskaźnika kapitałowego tier 1 (kapitały w stosunku do aktywów ważonych ryzykiem) powyżej obowiązujących obecnie standardów regulacyjnych oraz do nieprzekraczania określonej maksymalnej granicy zadłużenia (leverage ratio), uwzględniającej nominalny poziom aktywów bez wag ryzyka.

[srodtytul]Nowe otwarcie[/srodtytul]

Zróżnicowane podejście regulacyjne w zależności od wielkości i znaczenia systemowego banków wydaje się bardzo wskazane. Zostało zresztą po raz pierwszy tak ostro sformułowane w niedawnych propozycjach prezydenta USA Baracka Obamy. Ten, kto jest zmuszony remontować swój dom na skutek powodzi stulecia, szybko zauważy, że remont musi dotyczyć samych fundamentów, a nie tylko ograniczać do odświeżenia zewnętrznych fasad. Taki gruntowny remont oczywiście bardzo dużo kosztuje, tak jak kosztowne dla banków są wyższe kwoty wyposażenia kapitałowego. Oczywiście same wyższe wymagania kapitałowe nie wystarczą do uniknięcia głębokich kryzysów w przyszłości, są jednak niezbędne.

Dodatkowo potrzebujemy jeszcze lepszych i bardziej ujednoliconych modeli zarządzania ryzykiem bankowym (kredytowym, rynkowym i operacyjnym). Ważne są też dalsze ograniczenia maksymalnej wielkości pojedynczych zaangażowań kredytowych w stosunku do kapitałów własnych banków czy sekurytyzacji kredytów. Jeśli 5 do 10 proc. wartości nominalnej należności kredytowych musiałoby pozostać w bilansach banków, byłoby to wystarczające, by istotnie ograniczyć masowe rozprzestrzenianie „śmieciowych” papierów. Także pośrednictwo izb clearingowych w handlu instrumentami pochodnymi wywołałoby podobny skutek.

Dla przezwyciężenia skutków największego kryzysu finansowego w ostatnich dekadach potrzebujemy zarówno nowych, ujednoliconych w skali międzynarodowej standardów regulacyjnych, jak i demonstracyjnych wysiłków sektora bankowego w celu przywrócenia nadszarpniętego zaufania do świata finansów. Wyższe wymogi kapitałowe są najważniejszym warunkiem odbudowy zaufania, w tych warunkach nawet istotniejszym niż potencjalne koszty takiego kroku.

Uznanie tezy o konieczności zwiększenia kapitałów własnych przez same banki pomogłoby również ucywilizować debatę publiczną o odpowiedzialności banków za miniony kryzys i wreszcie skończyć mało konstruktywne dla tej debaty wątki wysokości wypłacanych bonusów, zbyt dużej rentowności czy przymusowego podziału największych graczy rynkowych. Jeśli banki będą tej debaty unikać, zapłacą za to wysoką cenę dalszej utraty reputacji rynkowej.

Wszystko wskazuje na to, że ten rok na świecie będzie rokiem regulacji bankowych. Kierunek tych zmian pod koniec 2009 r. wyznaczył Komitet Bazylejski oraz Zarząd Stabilności Finansowej (Financial Stability Board). [wyimek]Banki muszą w istotnym zakresie przejmować więcej odpowiedzialności za swoje decyzje i politykę biznesową[/wyimek]

Generalnie należy przewidywać, że nie unikniemy wyższych wymagań kapitałowych dla banków i innych instytucji finansowych. Bez wątpienia postulat ten obniża potencjał rozwojowy banków, obciąża ich rentowność i potencjalną wielkość wypłacanych dywidend, czyni je mniej atrakcyjnymi z punktu widzenia inwestycyjnego, gdyż budowanie wartości rynkowej banków będzie trudniejsze.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Ekonomia
AI w obszarze compliance to realna pomoc
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień
Ekonomia
Złoty wiek dla ambitnych kobiet
Ekonomia
Rekordowy Kongres na przełomowe czasy
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem