Gigantyczny deficyt w handlu zagranicznym, spadek produkcji przemysłowej i 50-proc. dewaluacja narodowej waluty to obecny obraz gospodarki ukraińskiej. Uzależnienie od eksportu – którego jedną z podstaw są nisko przetworzone wyroby przemysłu metalurgicznego, na które zapotrzebowanie drastycznie spadło – teraz przynosi fatalne skutki. Niemal połowa hut praktycznie stanęła. Za granicę sprzedawały prawie 80 proc. wyrobów – Ukraina nie ma teraz dewiz. Nie ma więc czym płacić za import – mówi Konstanty Litwinow, prezes spółki ISD Steel należącej do Związku Przemysłowego Donbasu. Do bessy na światowym rynku stali doszła też dekoniunktura w przemyśle chemicznym. Ukraińskie zakłady Rovno Azot i Cherkassy musiały ograniczyć produkcję.
Problemem okazał się także dotychczasowy sposób funkcjonowania ukraińskich firm.
– Nasze przedsiębiorstwa opierały się na kredytach z Zachodu, a teraz z kredytami jest źle – tłumaczy Ihor Burakowski, dyrektor Instytutu Badań Gospodarczych i Konsultacji Politycznych w Kijowie.
Według Jacka Piechoty, prezesa Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej i byłego ministra gospodarki, Ukraina nie zrestrukturyzowała do końca swojej gospodarki. Na rynku panowała wolna amerykanka. – Firmy podkręcały wyniki, działały dumpingowo. To się teraz mści – twierdzi Piechota.
Swoje dokłada także brak stabilności politycznej. Zdaniem Wasyla Jurczyszyna, dyrektora programów ekonomicznych kijowskiego Centrum Razumkowa, powodem nagłego pogorszenia się sytuacji gospodarczej Ukrainy jest bowiem nie tylko światowy kryzys. To kłótnie polityczne na samej Ukrainie. – Przez nie ani rząd, ani parlament nie funkcjonują normalnie – uważa Jurczyszyn.