Żyć i przeżyć w Mexico City

Stoję przed otwartą szafą: spódnica nie, zbyt kobieca. Może dżinsy? Zbyt obcisłe. Bluzka na ramiączkach? Przesadnie frywolna

Publikacja: 23.04.2009 18:25

W przeludnionym mieście nie trudno o tłok, w którym kobiety mogą być zaczepiane

W przeludnionym mieście nie trudno o tłok, w którym kobiety mogą być zaczepiane

Foto: Rzeczpospolita

Na dworze 26 stopni, a ja wychodzę w końcu w długich lnianych spodniach i przewiewnym (ale nie przezroczystym!) T-shircie. Na wszelki wypadek zarzucam rozpinaną bluzę. W ciągu czterech lat pobytu w Mexico City nauczyłam się, że o bezpieczeństwie w dużej mierze decyduje strój. Jeśli nie chcę być zaczepiana, nie chcę być napastowana, muszę o tym pomyśleć przed wyjściem z domu.

Nawet bardzo dobra znajomość hiszpańskiego i ciemne włosy nie przekonają Meksykanów, że w moich żyłach płynie latynoska krew. Jestem dla nich przybyszem z Europy, czyli naiwną turystką, której można doliczyć do rachunku kilka peso, patrząc przy tym nieco bezczelnie w oczy i zasypując niewyszukanymi komplementami.

I mimo że zawsze będę gringo, przy odrobinie wysiłku udaje mi się te meksykańskie obyczaje zrozumieć i do nich dostosować.

[srodtytul]Taksówkę omiń szerokim łukiem[/srodtytul]

Taksówki z zasady nie łapie się na ulicy. Wprawdzie statystyki pokazują, że w ostatnich latach zwiększyło się bezpieczeństwo podróżujących, ale mimo wszystko nieprzyjemne zdarzenia nie są rzadkością. Taksówkarze często współpracują z drobnymi przestępcami. Biały człowiek, nazywany pogardliwie gringo (według jednej z wersji określenie to pochodzi od okrzyku „Green go!” do ubranych w zielone mundury Amerykanów, którzy przybyli do Meksyku podczas wojny 1846 – 1848 r., w której wyniku kraj utracił ponad połowę terytorium, w tym dzisiejsze stany Teksas i Kalifornię), to dla kieszonkowców i rabusiów idealna ofiara: bogaty turysta, któremu ze względu na nieznajomość języka nawet nie uda się złożyć zeznań na policji. Do tego komu miałby się poskarżyć, skoro policja jest leniwa i skorumpowana.

Taksówkarze, jeżdżący po mieście zielonymi garbusami wykorzystują to. Metoda jest prosta – po zabraniu pasażera kierowca skręca w ciasną i ciemną uliczkę, na której czekają rabusie. Dosiadają się do auta z bronią, uniemożliwiając pasażerowi ucieczkę. Przejażdżka kończy się pod najbliższym bankomatem, tam delikwent ma wypłacić całą dostępną gotówkę. Między innymi z tego powodu kilka lat temu wprowadzono w Meksyku limit maksymalnych jednorazowych wypłat – 5 tys. peso (równowartość 500 dol.).

[srodtytul]Nie mój rewir, nie mój problem[/srodtytul]

Większość problemów związanych z bezpieczeństwem w Mexico City łączy się z korupcją, a przynajmniej gnuśnością tamtejszej policji. Kolega student opowiadał mi, że kiedy wracał z kolegą ze sklepu, około dziewiątej wieczorem podeszło do nich dwóch wyrostków i zażądało pieniędzy, komórek i wszystkiego cennego, co mieściły ich kieszenie. Ponieważ Polacy nie przestraszyli się – górowali nad Meksykanami wzrostem, o co nietrudno – napastnicy zadowolili się zabraniem zakupów i uciekli w najbliższą uliczkę.

– Wróciliśmy szybko do sklepu, by zadzwonić na policję – opowiadał kolega. – Akurat stał pod nim radiowóz. Wąsaty i brzuchaty funkcjonariusz po wysłuchaniu relacji nawet nie udał, że planuje przejąć się sprawą. Filozoficznie stwierdził: „Nie będę ich szukał, to nie mój rewir, w ogóle nie powinno mnie tu być”.

Taki był oficjalny powód niepodjęcia działań. Nie można jednak wykluczyć, że jak wielu policjantów grubas był w układzie z miejscowymi przestępcami, którzy w zamian za taką właśnie postawę dzielili się z nim łupem.

[srodtytul]Ufaj tylko mapie![/srodtytul]

Jedną z narodowych cech Meksykanów jest chorobliwa wręcz niezdolność do przyznania się do niewiedzy. Najłatwiej zaobserwować to, pytając o drogę. Zagadnięty, choć zwykle nie ma pojęcia, gdzie jest szukane przez nas miejsce, bez mrugnięcia okiem udzieli nam szczegółowych wskazówek, jak tam dojść. To samo pytanie możemy zadać w tym samym miejscu pięciu innym przechodniom, prawdopodobnie każdy wskaże inny kierunek. Po godzinie chodzenia w kółko okaże się, że poszukiwana przez nas ulica jest w zupełnie innej części miasta.

Dlatego w Mexico City lepiej nie rozstawać się z mapą. Ale i to wcale nie musi okazać się skuteczne. Ponaddwudziestomilionowe miasto Meksyk podzielone jest na dziesięć delegatur (delegación), każda o liczbie mieszkańców zbliżonej do liczby mieszkańców Warszawy. Przy tym ulice nazwane imionami meksykańskich bohaterów narodowych z wojny o niepodległość, Miguela Hidalgo czy Vicente Guerrery, znajdują się w najróżniejszych częściach miasta. Jeśli nie znamy dokładnego adresu, często nawet z nazwą osiedla, odnalezienie danego budynku jest niemożliwe. W biedniejszych częściach miasta, w których nowe budynki powstają bez zgłaszania ich władzom miejskim, mało kto sili się na przestrzeganie numeracji. Nie dziwi więc dom numer 19 obok 37 czy 12a.

[srodtytul]Walka na jezdni[/srodtytul]

Meksykańskie ulice to nie tylko bałagan z adresami, ale także chaos na ulicach. Przepisy ruchu drogowego istnieją jedynie na papierze. Na co dzień obowiązuje prawo dżungli: pierwszeństwo ma silniejszy. Pieszy nie ma żadnych praw, a jego pojawienie się na drodze tylko denerwuje kierowców wiecznie zakorkowanego Mexico City. Przejścia dla pieszych występują sporadycznie, a światła dla przechodniów oznaczają tylko tyle, że jeśli na zielonym ruszą oni zwartą grupą, zwiększają swoją szansę, że samochód zwolni na tyle, by można było dobiec do krawężnika naprzeciwko. Ale i to nie jest regułą – jeśli kierowca się śpieszy, bez wyrzutów sumienia przejedzie nam niemal po stopach, siarczyście przy tym trąbiąc.

Klakson jest zresztą w Meksyku najpopularniejszą formą zawiadamiania o swoich zamiarach, zdecydowanie częściej używaną niż kierunkowskazy (nierzadko włączane z przeciwnej strony samochodu niż wykonywany skręt).

Gdy po kilku latach nieobecności spacerowałam po warszawskich ulicach, zaskoczyło mnie, że nagle wszyscy przechodnie zatrzymali się i spojrzeli w jednym kierunku. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że ich uwagę przykuł trąbiący samochód, którego ja, przyzwyczajona do ulicznej kakofonii, nawet nie usłyszałam.

Wyznania: „Que guapa!”, „Te deseo nena!” (cóż za ślicznotka!, pragnę cię kotku!), w Meksyku nie są zarezerwowane dla intymnych spotkań. O przymiotach urody kobieta może się dowiedzieć na ulicy, w centrum handlowym czy od kierowcy autobusu. Nie należy do tych wyznań przykładać większej wagi – są one niegroźne, bo kierowane do większości kobiet. Zdarza się jednak, że zalotnik jest na tyle bezczelny, że wykorzystuje panujący w metrze ścisk i łapie interesującą go panią za pupę czy biust. Meksykanki wypracowały sobie brutalną, ale skuteczną metodę odstraszenia natarczywego absztyfikanta: wbijają mu w ramię trzymaną w dłoni pinezkę.

Jednocześnie wiele zachowań mieszkańców Meksyku wyglądających na zbyt jowialne jest typowym dla Latynosów sposobem wyrażania sympatii. Mimo że Polacy nie uchodzą za naród zimny, w wyrażaniu radości ze spotkania czy entuzjazmu z poznania nowej osoby nie równają się z Meksykanami.

Na powitanie zawsze dostaniemy tam całusa w policzek, nawet gdy ktoś widzi nas pierwszy raz i jesteśmy dopiero przedstawieni. Przy następnych spotkaniach oprócz zwyczajowego podania ręki i buziaka możemy też zostać uściskani. Podobne zasady panują, gdy spotykamy sąsiada czy koleżankę z pracy. Całujemy się w policzek, wymieniamy zwyczajowe „cómo estás?” (jak się masz?) i podobnie jak po angielskim „how are you?” nie spodziewamy się innej odpowiedzi niż „muy bien” (bardzo dobrze).

Meksykanie nie rozumieją, gdy nowo pojawiająca się osoba nie podchodzi, by się wylewnie przywitać i tylko rzuca z daleka „cześć”. Czują się zakłopotani, a że ich wrażliwość na zniewagę i lekceważenie jest legendarna, lepiej się przełamać, zapomnieć o polskich zwyczajach i bez skrępowania całować każdego.

[srodtytul]Nie dać się zwariować[/srodtytul]

Napady z bronią palną są w mieście Meksyk codziennością. Jednak jeśli oddamy to, co mamy, przestępcy nie zrobią nam krzywdy.

Tak jak w większości metropolii, także w Mexico City podstawą bezpiecznego i miłego spędzenia czasu jest zachowanie minimum środków ostrożności, niezapuszczanie się w cieszące się złą sławą okolice i nieprowokowanie zbyt wyzywającym strojem. Jeśli dodatkowo nie będziemy łapać taksówki z ulicy czy szukać adresu bez mapy, z dużym prawdopodobieństwem będziemy opuszczać Mexico City z nadzieją jak najszybszego powrotu.

[ramka][b]+co robić, jak napadną[/b]

Obcokrajowcom sugeruje się, by w razie nieprzyjemnych sytuacji nie opierali się napastnikom. Nie zaleca się również zgłaszania takich zdarzeń policji. Najlepiej bezpośrednio skontaktować się z Ambasadą RP (calle Cracovia 40, col. San Angel, 01000 Coyoacan, Mexico City), która zajmie się zgłoszeniem zdarzenia władzom i pomoże w uzyskaniu tymczasowych dokumentów czy zablokowaniu kart.[/ramka]

Na dworze 26 stopni, a ja wychodzę w końcu w długich lnianych spodniach i przewiewnym (ale nie przezroczystym!) T-shircie. Na wszelki wypadek zarzucam rozpinaną bluzę. W ciągu czterech lat pobytu w Mexico City nauczyłam się, że o bezpieczeństwie w dużej mierze decyduje strój. Jeśli nie chcę być zaczepiana, nie chcę być napastowana, muszę o tym pomyśleć przed wyjściem z domu.

Nawet bardzo dobra znajomość hiszpańskiego i ciemne włosy nie przekonają Meksykanów, że w moich żyłach płynie latynoska krew. Jestem dla nich przybyszem z Europy, czyli naiwną turystką, której można doliczyć do rachunku kilka peso, patrząc przy tym nieco bezczelnie w oczy i zasypując niewyszukanymi komplementami.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy