Wprowadzenie europejskiej waluty to koszt, zarówno po stronie sektora publicznego, jak i prywatnego. Odpowiedzialność jednak spoczywa na administracji rządowej i banku centralnym.
Punktem pierwszym przygotowań powinno być wybranie scenariusza wprowadzenia wspólnej waluty spośród trzech opcji, tzw. wariantu madryckiego (wprowadzenie euro do obiegu bezgotówkowego i po maksymalnie trzech latach wprowadzenie euro gotówkowego), scenariusza big bang (jednoczesne wprowadzenie euro bezgotówkowego i gotówkowego) oraz big bang z okresem phasing out (czyli z okresem, w którym będzie możliwe stosowanie odwołań do waluty krajowej przez maksymalnie rok).
12 krajów, które przyjęły euro w 2002 r., stosowało wariant madrycki, cztery kolejne zastosowały scenariusz big bang. Prawie we wszystkich aspektach okazuje się tańszy w implementacji, choć wymaga solidniejszego przygotowania. W 2002 r. kwestia wyboru scenariusza w ogóle nie istniała.
Za wprowadzenie monet i banknotów do obiegu odpowiada Narodowy Bank Polski, który oprócz prac z tym związanych musi także dostosować swoje systemy informatyczne. Kosztem jest też dostosowanie systemów płatności. Koszty te zostały oszacowane w raporcie Narodowego Banku Polskiego na temat przyjęcia euro na około 1,7 mld zł, tj. 0,14 proc. PKB. W przypadku administracji publicznej chodzi z kolei o nowelizację aktów prawnych, dostosowanie systemów IT czy wreszcie przygotowanie i przeprowadzenie kampanii informacyjnej – w sumie szacowany koszt to 950 mln zł. Jednak rząd tylko koordynuje kampanię, a niekoniecznie za wszystko płaci.
Sektor finansowy – głównie banki – to bardzo ważne ogniwo, dzięki któremu euro będzie trafiało do Polaków. Tu prace przystosowawcze wyceniono na maksymalnie 3,5 mld zł, choć jednocześnie podkreślono, że koszty te mogą być skutecznie ograniczane.