„Ta umowa od początku była nieważna…” „Przecież państwo wiecie, co TO JEST za firma i kto za nią stoi…” „Polska jest krajem, w którym nie przestrzega się podstawowych zasad państwa prawa…” „W kraju członkowskim Unii Europejskiej sąd musi uznać…” „Zamiary od początku były nierzetelne…”
Takie argumenty, głośno i szeptem, zaczęły już latać po medialno-telekomunikacyjnym światku, a od poniedziałku z pewnością zaczną latać gęściej i wyżej. Nie, to nie są argumenty przedstawicieli Vivendi, Deutsche Telekom i Elektrimu w sporze o udziały w Polskiej Telefonii Cyfrowej.
Telekomunikacja Polska i GN Store Nord zdają się szykować spektakl, który publiczność jakby już znała. To nie szkodzi. Pewnie i tak uda się podgrzać ją na nowo, bo stawka znowu wydaje się ogromna, zaangażowana jest wielka giełdowa spółka i jeszcze większa międzynarodowa grupa telekomunikacyjna. Komu klaszcze publika też jest ważne, bo przysłuchują się temu sędziowie w kraju i zagranicą. A sędzie też człowiek i jakoś łatwiej mu wyrokować w zgodzie z większością, niż doszukiwać się bezwzględnych racji. Już w poniedziałek bowiem (a może jeszcze dzisiaj) dostaniemy dwie ekspertyzy dwóch równie renomowanych kancelarii prawnych, obie oparte – wydawałoby się – na tym samym porządku prawnym, ale każda stwierdzi coś diametralnie innego. Obiektywnej prawdy próżno szukać.
Nie świadczy dobrze o Telekomunikacji Polskiej, a właściwie jej poprzedniczce Polskiej Poczcie Telefonie i Telegrafie, że podpisała w 1991 r. beznadziejnie chybioną umowę. Nie świadczy dobrze o GN Store Nord, że swojego zleceniodawcę, partnera biznesowego, któremu winna pomagać zamierza wydoić w prawnej batalii.
A może by tak siąść gdzieś po cichu i się dogadać, zamiast fundować nowy spektakl, w którym koniec końców wszyscy się kompromitują? Dobrze życzę obu spółkom i doradzam pokój wbrew swoim interesom. Z takich bitew prawnych media mają ubaw po pachy i gwarantowane zainteresowanie czytelników.