Polski sposób na poprawę bezpieczeństwa dostaw gazu to gazoport. Nasi południowi sąsiedzi, dla których także głównym dostawcą surowca jest Rosja, próbują kupować go z innych źródeł. Ale zarówno Polsce, jak i Czechom oraz Słowakom daleko do idealnego rozwiązania, sugerowanego przez UE.
Z punktu widzenia bezpieczeństwa dostaw surowca najlepszy model to przynajmniej trzy różne źródła zaopatrzenia. W tak komfortowej sytuacji są na przykład nasi zachodni sąsiedzi, a także Włosi i Francuzi. Należą oni do najważniejszych klientów rosyjskiego koncernu Gazprom, ale nie są uzależnieni od jego dostaw. W sytuacji kryzysowej, gdy Rosjanie zakręcają kurek, mogą kupić i przetransportować gaz od innych producentów.
Zróżnicowane źródła zaopatrzenia i różne drogi dostaw to nie tylko dobre zabezpieczenie na wypadek kryzysu i duże bezpieczeństwo, ale też lepsza pozycja w negocjacjach z każdym dostawcą. Ostatnie miesiące pokazują, że w rozmowach z Gazpromem, największym producentem gazu na świecie, najwięcej osiągają właśnie Niemcy, Włosi i Francuzi. Wpływ na to ma z jednej strony struktura dostaw surowca, a z drugiej – strategiczne interesy, jakie łączą rosyjskiego potentata z niemieckim E.ON Ruhrgasem, GDF Suez czy włoskim ENI.
Największym zachodnim klientom Gazpromu udało się wynegocjować korzystną dla nich zmianę sposobu wyliczania ceny surowca. Została ona powiązana z bieżącymi rynkowymi notowaniami gazu. Polska, Czechy, Słowacja, Węgry czy Bułgaria, uzależnione od importu z jednego kierunku, z Rosji, takich możliwości nie mają. Wprawdzie władzom Bułgarii kilka tygodni temu udało się wymusić na rosyjskim koncernie minimalną obniżkę cen, ale dopiero, gdy zagroziły, że Bulgargas wycofa się z forsowanego przez Rosjan projektu budowy gazociągu South Stream (przez Morze Czarne na południe Europy).
[srodtytul]Trudno o korektę ceny[/srodtytul]