Dług publiczny trzeba zmniejszyć

Dopalacz sztucznie podkręca samopoczucie. Tak jak deficyt kondycję gospodarki

Publikacja: 08.10.2010 03:05

Dług publiczny trzeba zmniejszyć

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

Jak zapowiedział premier Donald Tusk, aby wyeliminować dopalacze, wkrótce zbiorą się najwyższe władze w kraju: premier, prezydent, marszałkowie Sejmu i Senatu, czyli cztery najważniejsze osoby w państwie.

Marzy mi się, żeby kiedyś w takim gronie i w takim tempie debatowano nad problemem deficytu finansów publicznych, który wymknął się rządowi Tuska spod kontroli i według najnowszych szacunków może wynieść 120 – 130 mld zł, czyli znacznie powyżej 8 proc. PKB.

Ale warto wykorzystać to zainteresowanie polityków i mediów dopalaczami, żeby porozmawiać w szerszym kontekście. Bo co to jest dopalacz? W Internecie można znaleźć wiele opisów, na przykład według jednego z takich opisów bardzo groźny dopalacz tajfun powoduje uczucie „biernego obserwatora”, czyli patrzenie się na siebie z perspektywy trzeciej osoby. Wypalenie większych ilości powoduje, że zaczynają się pojawiać halucynacje. Efektem dopalaczy jest też utrata przytomności, konieczność hospitalizacji, a w skrajnym przypadku zgon.

Dopalacz powoduje, że młody człowiek przez chwilę czuje się dobrze, nawet euforycznie, ale po dłuższym używaniu ląduje w szpitalu, a osoby, które przedawkują, mogą tragicznie zginąć.

Podobnie działa deficyt budżetowy na gospodarkę. Na początku czujemy się dobrze, są pieniądze, można zatrudnić nowych urzędników. Faktycznie za czasów rządu Tuska zatrudniono prawie 50 tys. nowych urzędników w administracji publicznej. Dyrektorzy czują się wspaniale, mają coraz większe latyfundia do zarządzania, coraz więcej podwładnych. Są coraz ważniejsi.

Podobnie liczne grupy społeczne czują błogość i zadowolenie: dopłaty do kredytów uszczęśliwiają kupujących mieszkania, podwyżki uszczęśliwiają nauczycieli, ulgi w przejazdach wprawiają w zadowolenie studentów, dziennikarze i nauczyciele akademiccy cieszą się z 50-proc. kosztów uzyskania przychodów, 40-letni emeryci w mundurach błogo kasują solidne emerytury i idą do pracy w cywilu, a pseudorolnicy na hektarze piachu cieszą się, że nie muszą płacić ZUS. Rzesza zdrowych rencistów jest w błogostanie, bo lata temu dostali renty, co pozwala im na niepodejmowanie pracy.

Euforia trwa. Tylko jacyś ekonomiści alarmują, że deficyt finansów publicznych przekroczył 8 proc. PKB i że to może doprowadzić do kryzysu, masowych zwolnień, silnego wzrostu bezrobocia, podobnie jak przedawkowanie dopalaczy może prowadzić do choroby lub zgonu.

Ale kto by słuchał ekonomistów, przecież liczy się tu i teraz. Idą wybory, więc minister finansów, który sam będzie startował w nich z listy PO, serwuje kolejną dawkę dopalacza. Jak miło, w trakcie zbiorowej halucynacji widać nawet, jak zieleni się nasza wyspa na oceanie europejskiej recesji.

Wzrost na dopalaczach trwa już bardzo długo. Każda próba odstawienia powoduje natychmiastową reakcję organizmu. Organizm protestuje, chce jeszcze, chce więcej. Bez dopalaczy czuje się źle. Od 20 lat, od początku gospodarki rynkowej w Polsce budżet nigdy nie był zbilansowany, zawsze był deficyt, zawsze organizm gospodarki był pod wpływem deficytowego dopalacza.

Ale jeszcze nigdy dawki dopalacza serwowane gospodarce nie były tak duże, jeszcze nigdy deficyt nie przekraczał znacznie 100 mld zł. W przypadku dopalacza każdy lekarz powie, że takie dawki grożą zgonem.

A w przypadku deficytu lekarzami są ekonomiści i specjaliści od finansów publicznych. Jak jeden mąż ostrzegają, że dalszy wzrost na deficytowym dopalaczu może się skończyć zgonem, czyli kryzysem finansów publicznych. Różnimy się tylko w ocenie siły organizmu gospodarki. Niektórzy oceniają, że bez poważnych reform kryzys może nastąpić za dwa – trzy lata, inni uważają, że nieco później.

Młodzież biorąca dopalacze ukrywa to przed rodzicami. Podobnie politycy aplikujący gospodarce deficytowy dopalacz starają się to ukryć przed społeczeństwem. Manipulują danymi, starają się zmienić statystyki, nie mówią narodowi prawdy.

Naprawdę zdumiewa mnie determinacja czterech najważniejszych osób w państwie w walce z dopalaczami dla młodzieży, przy jednoczesnym zwiększaniu dawki deficytowego dopalacza całej gospodarce w tym roku. Oba dopalacze są groźne i oba powinny być zakazane.

Tylko co ma zrobić naród, jeżeli od deficytowego dopalacza są uzależnieni sami politycy. Może czas na kurację odwykową poza parlamentem.

[i]Autor jest profesorem, rektorem Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie[/i]

Jak zapowiedział premier Donald Tusk, aby wyeliminować dopalacze, wkrótce zbiorą się najwyższe władze w kraju: premier, prezydent, marszałkowie Sejmu i Senatu, czyli cztery najważniejsze osoby w państwie.

Marzy mi się, żeby kiedyś w takim gronie i w takim tempie debatowano nad problemem deficytu finansów publicznych, który wymknął się rządowi Tuska spod kontroli i według najnowszych szacunków może wynieść 120 – 130 mld zł, czyli znacznie powyżej 8 proc. PKB.

Pozostało 89% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy