Na warszawskiej giełdzie – podobnie jak na rynkach zagranicznych – widać było wczoraj wyraźnie rosnącą niechęć do ryzyka. Inwestorzy pozbywali się akcji, czemu towarzyszyły spore obroty – ponad 2,2 mld zł. WIG20 w dół ciągnęły przede wszystkim taniejące walory spółek naftowych, KGHM i niektórych banków z BRE na czele.
Indeks osunął się w efekcie tego poniżej ważnego poziomu 2700 pkt.
Preteksty do wyprzedaży na GPW były dwa. Po pierwsze – obawy przed wzrostem inflacji i podwyżkami kosztów pieniądza w Azji. Po podwyżce stóp procentowych o 0,25 pkt proc. w Korei Płd. inwestorzy jeszcze bardziej liczą się z zaostrzeniem polityki w drugiej największej gospodarce świata – Chinach. Nerwowość jest tym większa, że to właśnie kraje azjatyckie są ostatnio motorem napędzającym światową ekonomię. Schłodzenie panującej tam koniunktury miałoby również skutki dla innych rynków. Obawy przeniosły się na rynki surowców, gdzie mocno taniała m.in. ropa naftowa i miedź.
Drugim powodem spadku apetytu na akcje na giełdach okazały się nieustające problemy finansowe Irlandii. Ciężka sytuacja tamtejszego sektora bankowego przypomina inwestorom, jak wiele niepokoju na wiosnę wywołała eskalacja kryzysu finansowego w innym kraju z obrzeży strefy euro – Grecji. Niepokój o losy Irlandii widać było też na rynku walutowym, gdzie słabło euro względem dolara.
Wydarzenia te trudno jednak traktować jako jedyne źródło przeceny na GPW. Pokusę do realizacji zysków widać już od tygodnia. W tym czasie WIG20 zdążył się oddalić od szczytu hossy o ponad 3 proc. i spadł do poziomu z początku listopada. Z groźbą dalszej realizacji zysków należy się liczyć tym bardziej, że dobra koniunktura na GPW utrzymywała się (pomijając krótkotrwałą korektę w październiku) od końca sierpnia.