Zawiedli się ci, którzy liczyli, że wczorajsza sesja przyniesie wreszcie próbę odrobienia strat z poprzednich dni.
Na początku notowań WIG20 faktycznie zdołał nieco pójść w górę na fali dobrych nastrojów na Wall Street dzień wcześniej. W poniedziałek indeks Dow Jones zbliżył się do poziomu 12 tys. pkt, na którym ostatnio był jeszcze w połowie 2008 r. Początkowy entuzjazm znikł bardzo szybko. WIG20 znalazł się na minusie i taki stan rzeczy utrzymał się do końca dnia. Indeks największych i najbardziej płynnych spółek stracił ostatecznie prawie 1 proc. i nieznacznie spadł poniżej poziomu 2700 pkt. Łącznie zniżka od ostatniego rekordu hossy powiększyła się do 3,5 proc.
Taki rozwój wydarzeń to głównie efekt tego, że przewagę sprzedających widać było także na giełdach zachodnich. Poprawie nastrojów na GPW nie sprzyjały m.in. dane z amerykańskiego rynku nieruchomości. Obydwa opublikowane wczoraj wskaźniki (S&P/Case-Shiller oraz agencji FHFA) pokazały, że ceny domów są niższe niż rok wcześniej (dane dotyczą listopada). Ciągle daleko jest do powrotu lepszej koniunktury na rynku nieruchomości w USA.
W pewnym stopniu te pesymistyczne doniesienia zrównoważone zostały przez najnowszy odczyt indeksu zaufania amerykańskich konsumentów Conference Board, który znalazł się najwyżej od ośmiu miesięcy. To jednak nie wystarczyło tym razem do podniesienia kursów akcji.
Pocieszające jest to, że mimo przedłużającej się korekty spadki na GPW nie były jak dotąd na tyle poważne, by zepchnąć WIG20 poniżej poziomów, które są uważane za wsparcie przez zwolenników analizy technicznej. Pierwszy z nich tworzy dno przeceny z początku stycznia (2658 pkt), drugim jest dołek z końca listopada ub.r. (2612 pkt).