Jacek Rostowski, minister finansów, chwaląc się sprawnym uchwaleniem budżetu przez gabinet Donalda Tuska, stwierdził, że to pierwszy budżet zaprojektowany pod rygorami nowej reguły wydatkowej ograniczającej wydatki elastyczne do poziomu inflacji plus 1 proc.
– Wzrosną więc one tylko o 3,8 proc. – wyjaśnił Rostowski. Wszystkie wydatki państwa rosną jednak o 4,6 proc., podczas gdy w tym roku ten wzrost wyniósł 4,1 proc. Minister dodał, że wprawdzie zarzucano mu, że dotąd nie wprowadzał zdecydowanych działań ograniczających deficyt i wzrost zadłużenia, ale on – jak stwierdził – czekał na zakorzenienie się wzrostu gospodarczego na przyzwoitym poziomie. – Byliśmy i jesteśmy liderami pod względem poziomu wzrostu PKB – zapewnił Rostowski. – Wcześniej zdusilibyśmy wzrost gospodarczy, próbując wprowadzać zdecydowane działania konsolidacyjne, teraz jest na to odpowiednia pora.
Plan rządu może się udać, jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z założeniami
Prawda jest jednak taka, że obniżka deficytu, jakiej zamierza dokonać rząd, będzie możliwa głównie dzięki cięciu składki do OFE z 7,3 do 2,3 proc. pensji brutto. W roku wyborczym o żadnych reformach nikt nie chce rozmawiać. Tak więc, jeśli wnikliwie przyjrzymy się planowi wydatków na 2012 rok, rewolucyjnych zmian raczej nie odkryjemy. Cięcia wydatków w resortach i Kancelarii Premiera to główna metoda na osiągnięcie w przyszłym roku poziomu 2,9 proc. deficytu całego sektora.
Zdaniem Janusza Jankowiaka z Polskiej Rady Biznesu konstrukcja przyszłorocznego budżetu jest czysto teoretyczna. – Spadek inwestycji rządowych w budżecie zastąpiono wzrostem inwestycji prywatnych i eksportu netto – zaznacza ekonomista. – Wystarczy, że jeden z tych elementów zawiedzie i cały plan się zawali.