Wiemy, że mamy wspólne interesy w dzieleniu się siecią, uwspólnieniu dostawców, w badaniach i rozwoju. Możemy wiele rzeczy robić razem, co czasem przekłada się na powstanie spółek joint-ventures. Jednocześnie jednak nie mamy potrzeby, aby wzajemnie obejmować swoje akcje. Jesteśmy skoncentrowani na bardzo pragmatycznych projektach.
- Grupa FT zamierza zainwestować ponad 18 mld euro do 2013 r. we własną infrastrukturę, aby dostosować ją do rosnącej popularności smartfonów. Wierzy pan, że przyszłość należy do smart fonów i tabletów?
- Niektóre analizy pokazują, że za 10 lat będzie ponad 20 mld sztuk różnego rodzaju sprzętu elektronicznego podłączonego do sieci internetowej. Dziś mamy ich ok. 6 mld. Z tego 5,5 mld, to telefony, z których – powiedzmy - 1 mld to smartfony (nad wzrostem udziału których silnie pracujemy), a reszta to komputery osobiste, tablety i inne.
Moim zdaniem istnieje olbrzymi potencjał, aby powiększyć udziały rynkowe smartfonów, ale także jest szansa, aby zwiększyć liczbę tabletów, użytkowanych przez klientów. Z naszych obserwacji wynika, że w tych segmentach rynku nie występuje tzw. kanibalizacja. Użytkownik najpierw kupuje iPhone'a. Potem iPada, ale zatrzymuje iPhone'a. Tablety uzupełniają smartfony. Nie widzę więc na rynku tendencji, aby jedne wypierały drugie.
- Istotny temat, to udział dostawców treści w finansowaniu infrastruktury telekomunikacyjnej. Jak podzielić koszty infrastruktury między telekomy, a takie firmy jak Google, czy Facebook?
- Dziś problem polega na tym, że większość przychodów operatorów pochodzi ze sprzedaży usług głosowych, które maleją. Choć ludzie coraz więcej rozmawiają, a liczba wydzwanianych minut rośnie, to przecież cena za rozmowy spada.
Z drugiej strony mamy do czynienia z fantastycznym wzrostem ilości przesyłanych i pobieranych danych. Nie możemy jednak korzystać z tego wzrostu, bo jesteśmy uwiązani do naszych schematów cenowych tj. pakietów z nielimitowaną ilością transmisji danych. A rynek wymaga więcej miejsca w sieci (wzrost ilości przesyłanych danych przekracza 100 proc. rocznie), co sprawia, że operatorzy, aby sprostać tym wymaganiom, muszą więcej inwestować.
Dlatego wszyscy operatorzy na świecie pracują dziś nad na tym, by przekonać klientów, że mogą zwiększyć znacząco wykorzystanie transmisji danych skoro oglądają dużo telewizji i innych treści wideo, ale będą musieli zapłacić za to nieco więcej.
- Więc jeśli dobrze rozumiemy, pomysł jest taki, żeby to nie Google dopłacał do budowy infrastruktury, ale aby ten koszt ponieśli konsumenci?
- To jeszcze inny problem. Najpierw my, jako telekomy musimy odrobić pracę domową polegająca na stworzeniu nowej struktury cenowej usług głosowych i transmisji danych, zdefiniowaniu co jest transmisją danych, a co nie. To nie ma nic wspólnego z Google, czy Facebookiem.
Zresztą nie jest łatwo operatorom wyjaśnić takim firmom jak Google, które stworzyły bardzo popularne usługi, że muszą partycypować finansowo w czymś, w czym do tej pory nie uczestniczyły. Dlatego wolę dziś powiedzieć, że musimy pracować sami nad zmianą sposobu oferowania usług. Jednocześnie mamy do rozwiązania inny globalny problem doby internetu.
Zaburzona została niegdysiejsza równowaga w transmisji danych pochodzących z Europy i USA. Dziś europejskie sieci odbierają ponad 8 razy więcej danych, niż wysyłają do Stanów Zjednoczonych. Ten problem, a nie jest to tylko problem dotyczący Google'a, powinien zostać pilnie rozwiązany.
- Dziękujemy za rozmowę
rozmawiali Urszula Zielińska i Jakub Kurasz