Międzynarodowy Fundusz Walutowy przejmie na siebie rolę globalnego policjanta monitorującego politykę gospodarczą na świecie. Dotychczas rola funduszu polegała głównie na prewencji. Teraz został jeszcze wyposażony w dodatkową broń – setki miliardów euro.
To główny pomysł zakończonego w piątek w Cannes szczytu G20, krajów kluczowych dla gospodarki światowej. – Nie możemy czekać, aż strefa euro sama upora się z kryzysem – mówił w Cannes premier Wielkiej Brytanii David Cameron. To dlatego MFW stanie się „dzielnicowym" poszukującym zagrożeń dla światowej gospodarki.
Musi jednak do tej roli otrzymać odpowiednią amunicję. MFW ma na ten cel wykorzystać dobrowolne, dodatkowe wpłaty krajów członkowskich, o których była mowa na szczycie, bądź emisję obligacji, które posiadają najwyższy rating – AAA. Może też sięgnąć po 280 mld euro, jakie otrzymał w wyniku dokapitalizowania po wybuchu kryzysu 2008 roku.
Banki poszukają pieniędzy
Na drugi plan zeszły wszystkie inne problemy, które zazwyczaj są poruszane na gospodarczych szczytach. Wiadomo jednak, że teraz na poważnie władze poszczególnych krajów wezmą się za milionowe bankowe bonusy i obrót instrumentami pochodnymi. Pod lupą są również raje podatkowe, które będą zmuszone do prowadzenia przejrzystej księgowości, bo wszystkie rządy szukają pieniędzy.
29 banków najważniejszych dla światowej gospodarki musi znaleźć dokapitalizowanie, w tym obecne w Polsce UniCredit, BNP Paribas, Citigroup, Deutsche Bank, Ing Bank, Group Credit Agricole, HSBC, Santander, Commerzbank i Nordea. Wyraźnie także było widać, że świat ma już dosyć niezdecydowania Europy, która nie jest w stanie poradzić sobie z kryzysem. – Borykamy się z brakiem zaufania rynków, które nie dowierzają, że przywódcy są rzeczywiście gotowi do działania – mówiła premier Australii Julia Gillard. Dokładnie to samo powtarzali Amerykanie, Rosjanie, Brytyjczycy i Chińczycy. Wszyscy byli rozczarowani, że Europejczycy nie przygotowali dokładnego planu ratunkowego, do którego trzeba byłoby dopasować odpowiednie działania. Tylko dzięki uporowi prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego i jego determinacji, żeby szczyt G20 nie zakończył się mdłymi apelami, udało się doprowadzić do konkretnych efektów.