Pani partia socjaldemokratyczna zawsze była przeciw członkostwu w NATO. Pojawiały się nawet takie wypowiedzi ważnych polityków partii, że byłoby absurdem wstępowanie do Sojuszu. To pani, jako premier, zadecydowała, by starać się o członkostwo, o tej wielkiej zmianie. Wszystko przez Rosję.
- Stało się to, co z niemiecka określa się Zeitenwende (epokowa przemiana - przyp. red.). Wszystko się zmieniło wraz z inwazją na pełną skalę na Ukrainę. Szwecja już wcześniej, przez dekadę, coraz ściślej współpracowała z NATO, ale nie było to pełne członkostwo. Dla mnie była to z jednej strony trudna decyzja, Szwecja od dwóch wieków nie była w sojuszu wojskowym, a to oznaczało także, że nie byliśmy przez 200 lat na wojnie. Ale z drugiej strony była łatwa, bo gdy znajdziesz się w specyficznym momencie, gdy rzeczywistość się całkowicie zmienia, polityka też musi się zmienić. Czasem trzeba zacząć w końcu robić to, co trzeba robić. Czasem to kobieta premier musi to zrobić - tak było ze mną i z moją koleżanką z Finlandii, Sanną Marin. Było ważne, że zrobiłyśmy to razem, wystarczy spojrzeć na mapę: to, co jedno z naszych państw zadecyduje, ma konsekwencje dla drugiego. Na dodatek nasze armie, szwedzka i fińska, blisko współpracowały w ostatnich latach. Także dlatego jest ważne, że wspólnie podjęliśmy decyzję.
Społeczność międzynarodowa powinna zareagować znacznie mocnej w roku 2014 roku. Jeżeli by się tak stało, bylibyśmy w innej sytuacji, niż teraz jesteśmy
Magdalena Andersson, była premier Szwecji
Pani poprzednik, premier, również z socjaldemokracji, Stefan Löfven sugerował, że po tej wojnie Europa musi wrócić do idei uczynienia z Rosji elementu wspólnej architektury bezpieczeństwa. Co w Polsce nie brzmi najlepiej.