W sobotę Rafał Ziemkiewicz został zatrzymany na londyńskim lotnisku Heathrow. Towarzyszył córce, która rozpoczyna naukę na Uniwersytecie w Oksfordzie. Musiał jednak wracać do kraju najbliższym samolotem. Władze królestwa uznały, że propagowane przez niego poglądy są sprzeczne z „wartościami Wielkiej Brytanii" i stąd jego obecność jest tu niepożądana.
Sprawa wagi państwowej
Już dzień później, być może reagując impulsywnie na oburzenie środowisk twardej prawicy, wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk napisał na Twitterze: „zaproszę w tym tygodniu do MSZ Panią Ambasador Annę Clunes, by upewnić się, że wolność słowa należy do katalogu brytyjskich wartości i zapytać jak koresponduje to z postawą brytyjskich służb w sprawie R. Ziemkiewicza".
Wiceminister Szynkowski vel Sęk działał jedynie „z własnej inicjatywy”, a nie w ramach skoordynowanego stanowiska MSZ.
Do tej pory polskie państwo ograniczało się w tej sprawie do pomocy konsularnej. Po oświadczeniu wiceszefa resortu można było jednak uznać, że Polska stawia sprawę na zupełnie innym poziomie: politycznym. Wezwanie ambasadora do MSZ kraju przyjmującego jest uważane w świecie dyplomacji za istotny gest dezaprobaty. Tym bardziej że w Londynie, stolicy jednej z najstarszych demokracji świata, sformułowanie „by upewnić się, że wolność słowa należy do katalogu brytyjskich wartości" uznano za ofensywne.
Źródła naszej gazety podkreślają jednak, że Szynkowski vel Sęk działał jedynie „z własnej inicjatywy", a nie w ramach skoordynowanego stanowiska MSZ.