Sebastian M. chce 150 tys. zł od gazety. SLAPP-owy pozew i efekt Streisand

Media powinny się wykazywać pewną powściągliwością w relacjonowaniu postępowań karnych. Jednocześnie trudno oczekiwać od prasy zakłamywania rzeczywistości – tak eksperci komentują pozwy o naruszenie dóbr osobistych składane przez Sebastiana M., czyli potencjalnego sprawcę wypadku na autostradzie A1.

Publikacja: 30.09.2024 15:48

Sebastian M. chce 150 tys. zł od gazety. SLAPP-owy pozew i efekt Streisand

Foto: materiały prasowe

Sebastian M. podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na trasie A1 we wrześniu ubiegłego roku (w wyniku którego śmierć w płomieniach poniosła trzyosobowa rodzina) złożył kolejny pozew o naruszenie jego dóbr osobistych. Tym razem domaga się 150 tys. zł od „Gazety Wyborczej” za przypisywanie mu odpowiedzialności za zdarzenie. Wcześniej, jak policzył TVN 24,  jego rodzina złożyła 27 pozwów wobec internautów na łączną kwotę 500 tys. zł. 

Czy Sebastian M., który nie został skazany, bo uciekł do Zjednoczonych Emiratów Arabskich (trwają starania o jego ekstradycję), ma szansę na uzyskanie zadośćuczynienia za przypisywanie mu winy np. przez media, skoro nie zapadł prawomocny wyrok w sprawie?

Zdaniem adwokata Jerzego Naumanna w tej sytuacji sąd nie powinien rozstrzygać tego, czy jego roszczenie o zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych jest zasadne, czy nie.

Czytaj więcej

Wypadek na A1. Rodzina Sebastiana M. żąda olbrzymich pieniędzy za skutki hejtu

Sprawa na granicy oczywistości 

– Sąd we wszystkich tego typu sprawach powinien zawiesić postępowanie do czasu zakończenia postępowania karnego, którego wynik wydaje się być oczywisty. Biorąc pod uwagę prędkość, z jaką kierowca się poruszał, mimo domniemania niewinności, jego sprawstwo jest na granicy oczywistości. W tej sytuacji komentarze, w których przypisuje mu się winę za tragiczne pozbawienie życia zupełnie niewinnych uczestników ruchu, wydają się uzasadnione – mówi mec. Naumann.

Jak dodaje, z punktu widzenia przesłanki do zawieszenia postępowania w sprawie o ochronę dóbr osobistych nie ma znaczenia, czy sprawa karna jest na etapie postępowania sądowego, czy dopiero przygotowawczego. Orzekanie przez sąd co do meritum, bez czekania na rozstrzygnięcie sądu karnego, mogłoby skutkować tym, że sąd uwzględniłby roszczenie i nakazał wypłatę zadośćuczynienia, a następnie sąd karny wydałby wyrok skazujący, który by potwierdził winę powoda.

Jak zwraca uwagę mec. Naumann, co innego byłoby w sytuacji przestępstwa poszlakowego, gdzie wątpliwości co do sprawstwa są poważne. Wówczas podejrzany czy oskarżony korzysta z ochrony w postaci animizacji, zarówno wizualnej poprzez niepokazywanie wizerunku, jak i poprzez niepodawanie pełnego nazwiska. Można sobie wyobrazić, że w sprawie, w której sprawstwo nie jest oczywiste, przypisanie winy przez media może naruszyć dobra osobiste oskarżonego, zwłaszcza gdy prawomocny wyrok, który potwierdziłby czyjąś niewinność, zapada po latach. Wtedy taki oskarżony, w ramach postępowania cywilnego, mógłby się domagać przyznania przez sąd zabezpieczenia np. w postaci zakazu publikacji jednoznacznie przypisujących winę.

Czytaj więcej

Radosław Sikorski: Sprawa ekstradycji Sebastiana M. "pod osobistym nadzorem" ministra ZEA

Utrudnia postępowanie i chce czerpać korzyści z bycia nieskazanym

– Natomiast w sprawie wręcz narzucająco oczywistej domniemanie niewinności funkcjonuje jako gwarancja procesowa, ale nieidąca tak daleko, żeby zupełnie znosić oczywistość wniosków, jakie można wyprowadzić ze znanych okoliczności, które są jednoznaczne, czytelne i niepodważalne. W tym konkretnym przypadku warto dodać, że postępowanie karne ciągle się toczy, bo Sebastian M. utrudnia jego prowadzenie, uciekając przed polskimi organami ścigania. Byłoby czymś absurdalnym, gdyby z faktu ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości, która uniemożliwiła póki co jego skazanie, uczynił sobie pretekst do wytaczania powództw o naruszenie dóbr osobistych – dodaje mec. Naumann. – Z drugiej strony może pozwana gazeta powinna zaproponować Sebastianowi M. wypłacenie żądanej kwoty w gotówce. Z tym, że do obioru osobistego w redakcji – żartuje adwokat. A na poważnie podkreśla, że działanie Sebastiana M. nacechowane jest buńczucznością i brakiem jakiejkolwiek empatii w stosunku do pokrzywdzonych i ich rodzin.

Teoretycznie można sobie wyobrazić, że Łukasz Ż., potencjalny sprawca wypadku na Trasie Łazienkowskiej, czy inni piraci drogowi wpadną na podobny pomysł. Bo choć każdy może zobaczyć w internecie, jak doszło do wypadku, i bez problemu ocenić, kierowca którego auta ponosi za to odpowiedzialność, to na nagraniu nie widać przecież, kto siedział za kierownicą (a z relacji prokuratury wiemy, że Łukasz Ż. próbował obwinić o to jadącą z nim partnerkę).

– Dlatego zawsze na szkoleniach dla dziennikarzy powtarzałem, że wszystko zależy od warsztatu. Można w umiejętny sposób podać każdą informację, nie narażając się na pozew. Choćby tak absurdalny, jak w tym przypadku – wyjaśnia mec. Naumann.

Sebastian M. i jego otoczenie stosują SLAPP-y

Z kolei Konrad Siemaszko, koordynator programu „Wolność słowa” w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, uważa, że takie działanie pełnomocników otoczenia Sebastiana M. można zakwalifikować jako typowy SLAPP (z ang. strategiczny pozew przeciwko partycypacji publicznej).

 – Świadczy o tym, po pierwsze, bardzo wysoka dochodzona kwota, po drugie, skoordynowany charakter tych działań prawnych podejmowanych przez ukrywającego się i jego rodzinę, a po trzecie, dość wątpliwa moim zdaniem zasadność dochodzonych roszczeń – wylicza prawnik.

Czytaj więcej

Po wypadku na Trasie Łazienkowskiej. Łukasz Żak został zatrzymany w Niemczech

 – Należy pamiętać, że rzeczywiście relacjonując postępowanie karne, media co do zasady powinny się wykazywać pewną powściągliwością. Prawdą jest też, że prawo prasowe zakazuje wypowiadać prasie opinii co do rozstrzygnięcia w postępowaniu sądowym przed wydaniem orzeczenia w pierwszej instancji. Ale należy pamiętać jednocześnie, że to samo prawo prasowe nakłada na prasę obowiązek prawdziwego przedstawiania omawianych zjawisk. Trudno więc oczekiwać od prasy zakłamywania rzeczywistości – mówi Konrad Siemaszko. I dodaje, że zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego wspomniany zakaz wypowiadania opinii co do rozstrzygnięć nie wyłącza ogólnych zasad, którymi rządzą się sprawy o ochronę dóbr osobistych.

– A to oznacza, że wypowiedzi naruszające czyjeś dobre imię, ale mające charakter wypowiedzi prawdziwych, również podlegają ochronie prawnej – zaznacza prawnik.

Póki co informacja o kolejnym pozwie o naruszenie dóbr osobistych wywołała w sieci klasyczny efekt Streisand. Portale społecznościowe zostały zalane wpisami, w których autorzy przypominają, że nie wolno mówić, że Sebastian M. spowodował wypadek, w którym zabił trzyosobową rodzinę. 

Z Wikipedii
Efekt Streisand

Efekt Streisand to rodzaj internetowego zjawiska, w którym na skutek prób cenzurowania lub usuwania pewnych informacji (plików, zdjęć czy całych stron internetowych) dochodzi w krótkim czasie do rozpowszechnienia ich wśród szerokiej grupy odbiorców, np. poprzez stosowanie tzw. mirrorów bądź poprzez sieci peer-to-peer.
Rozgłos towarzyszący poszukiwaniu takiej, choćby błahej, informacji wpływa na wrażenie zwiększania się jej „wartości” dla potencjalnych odbiorców, co w efekcie przekłada się na wzrost jej popularności.
Nazwa tego zjawiska wiąże się ze sprawą z 2003, kiedy Barbra Streisand pozwała fotografa Kennetha Adelmana o naruszenie prywatności poprzez umieszczenie zdjęcia lotniczego jej domu w publicznie wystawionej kolekcji. Zażądała 50 milionów dolarów odszkodowania. Sąd odrzucił pozew, a Streisand musiała opłacić koszty sądowe wynoszące 177 tysięcy dolarów. Kolekcję Adelmana stanowiło 12 tysięcy zdjęć wybrzeża Kalifornii, które miały dokumentować jego postępującą erozję. Dom gwiazdy stanowił zaledwie 3 proc. powierzchni fotografii nr 3850. Pozew Streisand „nakręcił” jednak ogromne zainteresowanie jej posesją.

Sebastian M. podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na trasie A1 we wrześniu ubiegłego roku (w wyniku którego śmierć w płomieniach poniosła trzyosobowa rodzina) złożył kolejny pozew o naruszenie jego dóbr osobistych. Tym razem domaga się 150 tys. zł od „Gazety Wyborczej” za przypisywanie mu odpowiedzialności za zdarzenie. Wcześniej, jak policzył TVN 24,  jego rodzina złożyła 27 pozwów wobec internautów na łączną kwotę 500 tys. zł. 

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Nieruchomości
Ministerstwo Rozwoju przekazało ważną wiadomość ws. ogródków działkowych
Prawo dla Ciebie
Nowy obowiązek dla właścicieli psów i kotów. Znamy szacowany koszt
Nieruchomości
Sąsiad buduje ogrodzenie i chce zwrotu połowy kosztów? Przepisy są jasne