Ischgl to jedna z najchętniej odwiedzanych alpejskich stacji narciarskich. W sezonie przebywa tam nawet kilkanaście tysięcy narciarzy. Część dnia spędzają na trasach zjazdowych, a wieczory w licznych barach apres ski, takich jak zawsze zatłoczony Kitzloch, gdzie leje się alkohol i panuje nieustająca karnawałowa atmosfera.O pojawieniu się wirusa w Ischgl austriackie władze zostały zaalarmowane przez służby z Islandii w nocy z 4 na 5 marca tego roku, gdyż zakażenia wykryto u ośmiu islandzkich turystów po powrocie do domu.
– Zapewne zarazili się w samolocie – brzmiała odpowiedź z Tyrolu.
Panika w raju narciarzy
7 marca okazało się, że barman z Kitzloch, jednego z najczęściej odwiedzanych barów Ischgl, ma pozytywny wynik testu. Dwa dni później bar zamknięto, a w kolejnym dniu wszystkie lokale apres ski w kurorcie.
Nie wydano jednak żadnych ostrzeżeń dla turystów. W tym czasie w Ischgl przebywało około 8 tys. narciarzy. Władze gminy podjęły decyzję o objęciu kwarantanną całej doliny Paznaun, w której leży Ischgl, w piątek 13 marca. Zagranicznym gościom dano możliwość wyjazdu pod warunkiem, że pozostawią swe dane personalne wraz z numerami telefonów. Wszyscy pozostali powinni byli pozostać na miejscu. Jednak o kwarantannie poinformowano w kurorcie dopiero wieczorem, mimo że decyzję podjęto wczesnym rankiem.
Wiedział o tym jednak kanclerz Austrii Sebastian Kurz, który wspomniał o kwarantannie w Ischgl na konferencji prasowej tego dnia wczesnym popołudniem. Na wieść o tym rozpoczęła się paniczna ucieczka z Ischgl, bez ładu i składu. – Ludzie biegli do samochodów w butach narciarskich – czytamy w raporcie komisji ekspertów powołanej przez parlament Tyrolu do zbadania sprawy. Został przedstawiony w poniedziałek.