Po zamachu na redakcję dziennika „Charlie Hebdo" odżyła dyskusja nad koniecznością wprowadzenia w Unii systemu gromadzenia danych o pasażerach linii lotniczych. PNR (Passenger Name Record) ma polegać na wymianie informacji o tych, którzy przylatują i wylatują z Europy.
Linie lotnicze przekazywałyby do niego imię, nazwisko pasażera, trasę podróży, formę płatności za bilet czy informacje o bagażu. Miałyby one pomóc służbom w poszczególnych krajach w walce z terroryzmem. Eksperci nie mają jednak pewności, co do skuteczności PNR.
– We współczesnym świecie służby też muszą mieć narzędzia, które pozwolą im działać – mówił podczas poniedziałkowej debaty w biurze Parlamentu Europejskiego w Polsce Łukasz Kister, ekspert w sprawach bezpieczeństwa wewnętrznego. Jednocześnie wskazywał, że gromadzenie bardzo dużej ilości informacji nie zawsze jest najlepszym pomysłem. Tego przykładem są Stany Zjednoczone, w których służby same przyznają się do tego, że z zebranych informacji zwiadowczych są w stanie przeanalizować maksymalnie 5 proc.
– Nie ma dowodów, że zaproponowane narzędzia faktycznie zwiększają nasze szanse w walce ze zjawiskiem tak rzadkim jak terroryzm, natomiast kosztują nas dużo jako społeczeństwo. I w wymiarze finansowym, i w wymiarze praw człowieka – alarmowała z kolei Katarzyna Szymielewicz, prezes Fundacji Panoptykon.
Podobnego zdania był Andrzej Lewiński, zastępca generalnego inspektora ochrony danych osobowych. Wskazywał, że ma bardzo duże wątpliwości co do tego, czy dane zbierane od pasażerów rzeczywiście pomagają w zwalczaniu terroryzmu.