Pierwszy tydzień marca był bardzo udany dla warszawskiej giełdy. Analitycy podkreślają, że pozytywne jest nie tylko to, że giełda rosła w ciągu ostatnich dni bez większych zaburzeń (tylko w czwartek WIG20 zanotował spadek), ale działo się to wtedy, kiedy amerykańskie giełdy – będące do tej pory barometrem dla polskiego rynku – silnie spadały. To może oznaczać, że inwestorzy dostrzegają lepszą sytuację polskiej gospodarki.
W przyszłym tygodniu zwyżki mogą być kontynuowane, choć analitycy przypominają: to, co można zaobserwować na giełdzie, to jedynie korekta bessy. A że korekty przebiegają szybko, to w dosyć krótkim czasie WIG20 może wyraźnie pójść do góry. Niektórzy nie wykluczają nawet testu na poziomie 1900 pkt (wobec 1476 pkt w piątek na zamknięciu). Ciągle jednak wiele będzie zależeć od danych o stanie światowej gospodarki.
Także na rynku walutowym powiało optymizmem, choć tu oznacza to głównie mniejsze wahania kursu złotego, który wobec euro przesuwał się w przedziale 4,65 – 4,80. Jak podkreślają dilerzy walutowi, większa stabilizacja to ciągle efekt pojawienia się na rynku Ministerstwa Finansów, które wymieniało unijne euro na złotego i deklarowana gotowość Narodowego Banku Polskiego do interwencji, o czym wspominał w wywiadzie dla „Rz“ członek Rady Polityki Pieniężnej Dariusz Filar.
W przyszłym tygodniu kondycję złotego będzie wyznaczała sytuacja na światowych giełdach. Ciągle nad rynkiem wisi także widmo opcji walutowych i dopóki sprawa nie zostanie rozwiązana, nie ma większych szans na umocnienie złotego. Ale nawet wtedy nasza waluta może zyskać co najwyżej do 4,3 zł za euro w ciągu kilku miesięcy. W ciągu kolejnych dni złoty może jednak nieznacznie się umocnić, zbliżając się do poziomu 4,60 za euro. W piątek wieczorem za euro płacono 4,72 zł, a za dolara 3,73 zł.
Tymczasem na rynku obligacji spada oprocentowanie krótkich papierów, co jest wynikiem nadal oczekiwanych obniżek stóp procentowych. Nadzieje te mogą jednak zostać zachwiane danymi o inflacji w lutym, które zostaną opublikowane w piątek. Jeżeli inflacja będzie wyższa od oczekiwań (rynek spodziewa się 3,2 proc. wobec 3,1 proc. w styczniu), rentowności mogą pójść w górę. W przypadku dłuższych papierów – pięcio- i dziesięcioletnich – wycenę determinują obawy o gospodarczą przyszłość całego regionu i dlatego rentowności pozostaną wysokie. Taka sytuacja oznacza, że Ministerstwu Finansów trudniej (i drożej) będzie przychodziło pożyczanie pieniędzy na dłuższy okres.