Inwestorzy lokujący swoje oszczędności na rynkach wschodzących po poprzednim tygodniu nie mieli powodów do zadowolenia. Podczas gdy giełdy z najbardziej dojrzałych rynków, m.in. ze Stanów Zjednoczonych czy Niemiec, ustanowiły nowe, czteroletnie szczyty, giełdy państw rozwijających dreptały w miejscu. Śledzący ich zachowanie indeks MSCI?Emerging Markets stracił 0,18 proc.
Nie wszystkie giełdy zachowywały się jednak tak słabo. Giełda turecka zyskała kolejne 1,6 proc. Od początku roku można było na niej zarobić już ponad 28 proc. To zasługa szybko rosnącej gospodarki nad Bosforem, która nadzwyczaj łatwo radzi sobie ze światowym spowolnieniem dzięki szybko rosnącemu popytowi wewnętrznemu i korzystnym zmianom demograficznym (Turcy są bardzo młodym społeczeństwem).
Na drugim biegunie znalazły się giełdy w Budapeszcie (zniż- kowała o 2,79 proc.) i w Warszawie (WIG20 spadł o 1,32 proc.). Rynkom środkowoeuropejskim nie sprzyjały kolejne kiepskie dane z gospodarek Europy Zachodniej, w tym Niemiec, z którymi Polska i Węgry są silnie związane gospodarczo. Inwestorzy nie chcieli kupować polskich spółek, mimo że publikowane w poprzednim tygodniu dane o lipcowej produkcji przemysłowej nad Wisłą bynajmniej nie pokazywały, że Polska jest w recesji (była o 5,2 proc. wyższa niż rok temu, podczas gdy analitycy zakładali 4-proc. zmianę).
Obawy o przyszłość gospodarki skutecznie tłumią też giełdę chińską. Sierpniowy wskaźnik koniunktury (PMI) w tamtejszym przemyśle spadł do 47,8 pkt z 49,3 pkt w lipcu. Tymczasem każdy odczyt poniżej 50 pkt sygnalizuje, że sektor przestał się rozwijać. Kolejny cios dalekowschodnim rynkom zadali Japończycy, którzy poinformowali, że ich eksport, którego znaczna część trafia do Chin, w lipcu był aż o 8,1 proc. niższy niż rok wcześniej (prognozy zakładały 2,9-proc. spadek). Dla rynków był to mocny sygnał, że gospodarka chińska przeżywa kłopoty i bez wsparcia banku centralnego się z nich nie podźwignie.