Cztery tygodnie dynamicznych zwyżek na giełdach emerging markets najwyraźniej zaspokoiły apetyty sporej części inwestorów. Przeciętnie portfele graczy, którzy ulokowali pieniądze na rynkach wschodzących, w sierpniu i pierwszych dniach września powiększyły się o 9 proc. Bardzo przyzwoita stopa zwrotu była dobrym pretekstem do realizacji zysków, co skończyło się spadkami indeksów w poprzednim tygodniu.
Tym samym indeks MSCI?EM, który odwzorowuje zmiany na rynkach emerging markets, zakończył trwający cztery tygodnie rajd, w trakcie którego, 4 września, udało mu się nawet osiągnąć najwyższy poziom w tym roku. W ciągu kolejnych sesji MSCI?EM regularnie tracił na wartości. W konsekwencji zakończył zeszły tydzień na blisko 3-proc. minusie, co było najgorszym wynikiem od listopada 2013 r.
Pretekstem do ograniczenia ekspozycji, oprócz presji na realizację zysków, były m.in. kolejne sankcje, jakie na Rosję nałożyła najpierw Unia Europejska, a następnie Stany Zjednoczone. Wiadomość całkowicie zniwelowała pozytywny wpływ na rynki finansowe (bardziej na nastroje inwestorów) zawieszenia broni na Ukrainie. Rozejm, co dziwi sporą część obserwatorów, jest przestrzegany, choć powszechnie oczekiwano, że pozostanie tylko na papierze.
Oczywiście Rosja odgraża się, że jej kontrsankcje, które zastosuje, będą dużo bardziej bolesne dla światowej gospodarki, ale inwestorzy już wcześniej się przekonali, że ofiarami tarć politycznych są przede wszystkim rosyjskie firmy i rosyjska giełda, a także cała rosyjska gospodarka, która jest archaiczna i przestarzała, opiera się na wydobyciu i sprzedaży surowców.
Najgorszym miejscem do inwestowania spośród rynków rozwijających się w poprzednim tygodniu nie była jednak giełda moskiewska, ale turecka, która straciła aż 5,3 proc. W ten sposób inwestorzy zareagowali na wiadomość, że gospodarka nad Bosforem w II kwartale, w porównaniu z poprzednim rokiem, powiększyła się zaledwie o 2,1 proc. Analitycy oczekiwali 2,8-proc. zmiany. Warto przypomnieć, że w I?kwartale tempo wzrostu wynosiło aż 4,7 proc. Na rynku natychmiast pojawiły się spekulacje, że rozczarowujące dane mogą oznaczać, że odbicie w tureckiej gospodarce, które miało miejsce na przełomie 2013 i 2014 r., było chwilowe, a problemy, które ją trapią, mają znacznie głębsze podłoże. Nowa władza (w sierpniu na prezydenta Turcji został wybrany dotychczasowy premier Recep Erdogan)?będzie zatem musiała przeprowadzić reformy, które nie muszą się spodobać społeczeństwo, co może się skończyć kolejnymi zamieszkami.