Pierwszy miesiąc tego roku był udany dla inwestujących w obligacje, ale drugi może już nie być tak kolorowy.
Rentowności polskich obligacji dziesięcioletnich wzbiły się we wtorek na zamknięciu do blisko 5,5 proc., czyli na najwyższe poziomy w tym roku. Środa przyniosła uspokojenie, ale nawet jeśli rynek zatrzyma się na obecnych poziomach, dla funduszy dłużnych może to oznaczać straty w tym miesiącu. Krajowy rynek reaguje na to, co wydarzyło się za oceanem – po wyższych od oczekiwań danych o inflacji oprocentowanie amerykańskich obligacji skoczyło jednego dnia o 13 pkt baz., wybijając się powyżej 4,3 proc. wobec 3,91 proc. na koniec stycznia.
Inflacja postraszyła
– Ostatnią zmianę oczekiwań odnośnie do obniżek stóp procentowych w USA należy traktować poważnie, gdyż to nie jest tylko kwestia wtorkowej – wyższej od oczekiwań – inflacji w USA – twierdzi Jarosław Leśniczak, dyrektor biura alokacji i instrumentów dłużnych, TFI PZU. – Jest to cała sekwencja danych z gospodarki amerykańskiej w ostatnim okresie, pokazująca siłę rynku pracy, niezłą sprzedaż detaliczną oraz poprawiające się wskaźniki koniunktury (ISM, Consumer Confidence). To przesuwa optykę rynku z obaw o recesję w USA na – być może rozpoczynającą się – fazę ożywienia gospodarczego – dodaje.
Przypomnijmy, że rynek stopy procentowej w USA jeszcze w połowie stycznia spodziewał się obniżek stóp przez Fed w 2024 r. o 150 pkt baz., a obecnie jest to już około 90 pkt baz. – Wynika to z tego, że w scenariuszu ożywienia gospodarczego może nie udać się w sposób trwały zbić inflacji do celu i Fed będzie miał mniej miejsca na łagodzenie polityki monetarnej. Pamiętajmy też, że oprócz tego ewentualne zwycięstwo Donalda Trumpa może przynieść nowe cła i generalnie dość proinflacyjną politykę – zauważa ekspert TFI PZU.