Polska bogaci się coraz wolniej na tle UE. Ekonomiści: przez błędy w polityce

Tempo gonienia zamożniejszych krajów Zachodu spadło w ostatnich latach. Zdaniem ekonomistów m.in. przez błędy w polityce gospodarczej. Perspektyw szybkiej poprawy nie widać na horyzoncie.

Aktualizacja: 04.10.2023 06:15 Publikacja: 04.10.2023 03:00

Według prognoz Komisji Europejskiej w 2023 r. poziom zamożności Polski sięgnie ok. 78 proc. średniej

Według prognoz Komisji Europejskiej w 2023 r. poziom zamożności Polski sięgnie ok. 78 proc. średniej w Unii Europejskiej.

Foto: Bloomberg

Według prognoz Komisji Europejskiej w 2023 r. poziom zamożności Polski sięgnie ok. 78 proc. średniej w Unii Europejskiej. To dużo, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w 2004 r., gdy wchodziliśmy do UE, było to ledwie 52 proc. Udaje się więc nam gonić bogatsze kraje, ale problem w tym, że w ostatnich latach ta rozpędzona wcześniej maszyna wyraźnie się zacięła.

Im bliżej celu, tym trudniej

Jeśli prognozy KE się sprawdzą, może się okazać, że polski poziom zamożności, liczony jako wartość PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca z uwzględnieniem siły nabywczej, spadnie nawet w porównaniu z 2022 r., gdy wynosił 80 proc. unijnej średniej. Oznaczać to też będzie, że w ciągu ośmiu lat rządów PiS (tj. na koniec 2023 r. wobec końca 2015 r.) udało się nadrobić dystans do przeciętnego poziomu zamożności w UE o ok. 9 pkt proc. Z kolei przez osiem lat rządów koalicji PO–PSL (tj. na koniec 2015 r. wobec końca 2007 r.) luka ta została zasypana o ok. 15 pkt proc.

Czytaj więcej

Sukces finansowy Polaka: wystarczy nie mieć długów i dach nad głową

Trzeba przyznać, że tempo gonienia bogatszych krajów osłabło szczególnie w ostatnich latach, gdy kraje naszego regionu wyjątkowo mocno borykają się ze skutkami wojny w Ukrainie, kryzysu energetycznego i inflacji. Ale jak zaznacza Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP, po części jest to też naturalny proces. – Przy niższym poziomie rozwoju zawsze jest łatwiej nadrabiać zaległości, wykorzystując proste rezerwy. Im bliżej celu, tym trudniej tę lukę domykać – mówi Bujak.

Koniec prostych rezerw

Bujak zaznacza, że przez niemal trzy dekady transformacji Polska rozwijała się bardzo szybko, dużo szybciej niż kraje Zachodu, m.in. wykorzystując zasoby taniej, ale dobrzej wykształconej siły roboczej. Wysokie też były inwestycje, m.in. te publiczne, a które były konieczne, by nadrobić podstawowe zapóźnienie infrastrukturalne wobec zachodniej Europy.

– Obecnie takich prostych rezerw jest już coraz mniej. Ale ważne, że proces konwergencji nie zatrzymał się, nadal gonimy zamożniejsze kraje, choć można dostrzec czynniki, które będę to utrudniać – analizuje Bujak. – Chodzi m.in. o napięty, wprost wydrenowany rynek pracy czy koszty koniecznej transformacji energetycznej, a pieniądze z UE na ten cel są obecnie w dużej części zamrożone. To, co może nam sprzyjać, a czego wcześniej nie było, to tzw. nearshoring – wylicza Bujak.

Błędna polityka

Trzeba też dodać, że gospodarki krajów zachodnich również nie stoją w miejscu, więc cel ciągle się oddala. Z kolei prof. Cezary Wójcik ze Szkoły Głównej Handlowej do zestawu czynników, które osłabiły tempo gonienia UE pod względem zamożności w ostatnich latach, dodaje błędy w polityce gospodarczej.

– Mam tu na myśli pogorszenie otoczenia inwestycyjnego, m.in. związanego z ryzykiem utraty praworządności w Polsce, co wyraża się choćby konfliktem z Unią Europejską w kwestii korzystania z funduszy UE – ocenia Wójcik.

– Po drugie, zbyt duża ilość środków publicznych została przekazana na wzmocnienie konsumpcji, przy spadku nakładów na kluczowe dla przyszłego rozwoju sektory, takie jak edukacja czy nauka. Mamy też do czynienia z silnym wzrostem danin publicznych dla firm, rekordowym wzrostem długu i deficytu budżetowego, kompletną nieprzejrzystością finansów publicznych, złym stylem zarządzania w większości przedsiębiorstw państwowych, nieformalną kontrolą cen na rynku energetycznym itp. – wylicza.

– To wszystko powoduje, że perspektywy na przyszłość są moim zdaniem niestety złe – zaznacza Cezary Wójcik.

Czytaj więcej

Polacy złapali się za kieszenie, zakupy się dalej kurczą

Duże ryzyka

Obawy o przyszłe tempo konwergencji mają też inni ekonomiści. – Jeśli się przyjrzeć wszystkim danym i wskaźnikom, to okazuje się, że dotychczas nadrabialiśmy dystans do bogatszych krajów głównie dzięki temu, że więcej pracowaliśmy, a nie dzięki temu, że się realnie wzbogaciliśmy – zaznacza Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – A jeśli chcemy naprawdę szybko i sprawnie gonić zachodni standard życia, konieczne są duże inwestycje firm, wysoki poziom innowacyjności, przepływ pracowników do nowoczesnych branż, rozwój technologii – wylicza Benecki.

– Do tego potrzebna jest odpowiednia polityka gospodarcza. Czy taka jest w Polsce prowadzona? Tu można mieć niestety dużo obaw. Raczej odnoszę wrażenie, że zanim osiągnęliśmy cel w postaci zrównania poziomu rozwoju z UE, już zaczęliśmy konsumować potencjalny sukces – ocenia Benecki. – A jeśli taka polityka będzie kontynuowana, istnieje ryzyko, że utkniemy w procesie konwergencji i w końcu Zachodu nie dogonimy – dodaje.

Za mało inwestycji

– Od wejścia Polski do Unii Europejskiej nasz wzrost gospodarczy był ok. dwukrotnie wyższy niż średnia unijna i trzykrotnie wyższy niż średnia dla krajów strefy euro. W tym roku będzie dwa razy niższy niż w strefie euro mimo recesji w Niemczech – analizuje Paweł Wojciechowski z Instytutu Finansów Publicznych. – To wyraz porażki modelu rozwoju opartego na konsumpcji, a nie na inwestycjach. Bardzo niska stopa inwestycji w ostatnich latach zaowocowała brakiem efektów podażowych w okresie, gdy są najbardziej potrzebne gospodarce – zaznacza.

– Inwestycje prywatne spadły do ok. 9 proc. PKB. Dla porównania, w Czechach to ok. 16 proc. PKB. Efekt jest taki, że według długoterminowych prognoz do 2050 r., przygotowanych przez OECD, jeszcze mniej więcej przez dekadę Polska będzie rozwijać się szybciej niż średnio UE, ale potem, ze względu na niskie inwestycje i utrzymującą się lukę produktywności, tendencja się odwróci – ostrzega Wojciechowski.

Wybory a Gospodarka

W obecnej kampanii wyborczej kwestia perspektyw zwiększenia potencjału wzrostu gospodarczego Polski nie jest priorytetowa.
W zasadzie dyskusji publicznej na ten temat właściwie nie ma, możemy oceniać jedynie wybrane elementy propozycji programowych poszczególnych ugrupowań.
Za pozytywne zapowiedzi można uznać m.in. obniżenie opodatkowania przedsiębiorstw, przywrócenie zasad praworządności, zakończenie konfliktu z Unią Europejską w tym zakresie i odblokowania wszystkich funduszy UE (w tym tych z Funduszu Odbudowy oraz z polityki spójności), wzrost nakładów na edukację i zdrowie czy odpolitycznienie przedsiębiorstw państwowych.
Większość wyborczych obietnic jest jednak kontrproduktywna dla rozwoju gospodarczego. Chodzi tu m.in. o utrzymanie czy nawet obniżenie niskiego już w Polsce wieku emerytalnego, utrzymanie nieefektywnego systemu transferów socjalnych czy dalszy wzrost zadłużenie państwa. Szczególnie niebezpieczna jest jednak retoryka, obecna w kampanii PiS, budowania konfliktu z naszymi głównymi partnerami gospodarczymi, czyli UE i Niemcami. 

Według prognoz Komisji Europejskiej w 2023 r. poziom zamożności Polski sięgnie ok. 78 proc. średniej w Unii Europejskiej. To dużo, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w 2004 r., gdy wchodziliśmy do UE, było to ledwie 52 proc. Udaje się więc nam gonić bogatsze kraje, ale problem w tym, że w ostatnich latach ta rozpędzona wcześniej maszyna wyraźnie się zacięła.

Im bliżej celu, tym trudniej

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Dane gospodarcze
Ludwik Kotecki, RPP: Obecne stopy procentowe zostaną do końca roku
Dane gospodarcze
Henryk Wnorowski, RPP: Obniżki stóp procentowych? Raczej nieprędko
Dane gospodarcze
Wiemy ile wynosi przeciętne wynagrodzenie. GUS podał najnowsze dane
Dane gospodarcze
S&P podtrzymał rating A- Polski. Perspektywa stabilna
Dane gospodarcze
Prezes NBP definitywnie zamknął drzwi. Obniżki stóp procentowych nie będzie