Jak podał w piątek GUS, wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w marcu o 16,1 proc. rok do roku. Pod koniec marca wstępnie szacował, że zwyżka CPI była minimalnie większa. Ostateczny wynik i tak jest jednak sporym rozczarowaniem na tle szacunków ekonomistów, którzy przeciętnie spodziewali się spadku inflacji w marcu do 15,8 proc. Tylko cztery spośród 22 zespołów analitycznych uczestniczących w comiesięcznej ankiecie „Parkietu” liczyły się z wynikiem powyżej 16 proc.
W stosunku do poprzedniego miesiąca CPI wzrósł w marcu o 1,1 proc. po zwyżce o 1,2 proc. w lutym. Mierząc w ten sposób inflacja zwolniła drugi miesiąc z rzędu (w styczniu wyniosła 2,5 proc.), ale trudno uznać to za początek trwałej tendencji. W ostatnich dwóch miesiącach 2022 r. zwyżki CPI były bowiem jeszcze mniejsze.
Wyhamowanie inflacji to przede wszystkim efekt wysokiej bazy odniesienia sprzed roku w przypadku cen paliw i nośników energii, szczególnie opału. Efekt: towary podrożały w marcu o 17,1 proc. rok do roku, najmniej od lipca, po 20,2 proc. w lutym. Tymczasem ceny usług wzrosły o 13,3 proc. rok do roku, tak samo jak w poprzednich dwóch miesiącach. Do pewnego optymizmu skłaniać może to, że w stosunku do lutego usługi podrożały o 0,8 proc., najmniej od listopada.
- Od początku roku obserwujemy drobne spowolnienie wzrostu cen usług – zauważył w komentarzu Jakub Rybacki, ekonomista z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Jak jednak dodał, szybki wciąż wzrost wynagrodzeń pozostawia małe szanse na silniejszy spadek inflacji w usługach. – W takich warunkach obniżanie się inflacji będzie powolne. MFW wskazuje, że zbliży się ona do celu NBP najwcześniej w 2026 r. z uwagi na powszechność podwyżek cen – dodał Rybacki, odnosząc się do prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wedle których w 2026 r. inflacja w Polsce będzie wynosiła średnio 3,5 proc. To górna granica pasma dopuszczalnych odchyleń od celu NBP.