Jeszcze pod koniec ubiegłego roku analitycy uczestniczący w konkursie NBP, „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” szacowali, że w ostatnim kwartale 2008 r. wzrost PKB Polski sięgnie 5,5 proc. Teraz średnia prognoz wynosi 5,1 proc. A w pierwszej połowie przyszłego roku dynamika wzrostu może spaść poniżej 5 proc. – po raz pierwszy od trzech lat.
Nie jest to bynajmniej zły obraz polskiej gospodarki w porównaniu z tym, co się dzieje za granicą. W strefie euro prognozy wzrostu zostały obniżone w jeszcze większym stopniu i niewykluczone, że gospodarka krajów eurolandu będzie się w nadchodzących kwartałach rozwijać w tempie nieznacznie przekraczającym 1 proc. w skali roku. Nad Stanami Zjednoczonymi zaś wciąż ciąży widmo recesji. Optymistycznie nastawieni ekonomiści uważają, że ożywienie gospodarcze w krajach rozwiniętych przyjdzie nie wcześniej niż w drugiej połowie, lub nawet pod koniec 2009 r.
– Między innymi dlatego ekonomiści w Polsce obniżają swoje prognozy PKB dla naszego kraju – wyjaśnia Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK. – Dodatkowo wpływ mają na to wyższe stopy procentowe w Polsce, silny złoty, rosnące ceny energii i koszty pracy.
Reluga podkreśla, że zespół BZ WBK obniżył swoje szacunki PKB na nadchodzące kwartały już w pierwszych miesiącach tego roku, a korekta rynku przyszła nieco później.
Jedną z przyczyn spowolnienia wzrostu gospodarczego w Polsce będzie spadek skłonności przedsiębiorstw do zwiększania inwestycji. Jeszcze w grudniu ekonomiści prognozowali, że dynamika nakładów na fabryki, linie produkcyjne, maszyny itd. wyniesie w czwartym kwartale 2008 r. 16,1 proc., według obecnych szacunków będzie to niecałe 14 proc. Na początku przyszłego roku zaś może się obniżyć do ok. 11 proc.