Ze strony polityków Zjednoczonej Prawicy wciąż płynie niejednoznaczny przekaz w sprawie zniesienia limitu składek ZUS. W czwartek rzecznik rządu Piotr Müller mówił o potencjalnym wycofaniu się rządu z tego pomysłu. Zaś Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii, że możliwa jest zmiana limitu z obecnej 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia na 40- lub 45-krotność.
Czytaj także: Czy bogaci mogą płacić wyższe podatki
Ważny cel fiskalny
Zmiana, o której wspomniała minister Emilewicz, jest na pewno korzystniejsza dla osób bardziej zamożnych i ich pracodawców niż sytuacja, gdyby musieli oni płacić ZUS od całości dochodów. Jak wyliczyła Federacja Przedsiębiorców Polskich, podniesienie limitu do 40-krotności przeciętnej płacy oznaczałoby koszt rzędu ok. 3 mld zł zamiast 5,2 mld zł w przypadku jego likwidacji.
– Może to nieco lepsze rozwiązanie i biznes przyparty do muru pewnie by to poparł – komentuje dla „Rzeczpospolitej" Jeremi Mordasewicz, doradca ekonomiczny Konfederacji Lewiatan. – Niemniej wciąż nie mogę znaleźć argumentów zarówno za zniesieniem limitu, jak i za jego podnoszeniem – zaznacza Moradasewicz.