Zgodnie z realizowaną przez rząd zasadą „pieniądze za reformy” zaoszczędzone dzięki wygaśnięciu przywilejów emerytalnych środki mogą zostać przeznaczone na podwyżki dla nauczycieli. Jeśli jednak zwiększeniu płac nie będzie towarzyszyć zmiana filozofii wynagradzania, dodatkowe środki nie przełożą się na poprawę funkcjonowania polskiej szkoły. Nauczyciele wykonują trudną, odpowiedzialną pracę, której wysoka jakość jest kluczowym warunkiem osiągania przez Polskę ambitnych celów rozwojowych. Powinni być dobrze wynagradzani. Jednak co najmniej równie ważne jak odpowiedź na pytanie: ile?, jest to, w jaki sposób należy płacić nauczycielom, by nie tylko umożliwić im osiąganie finansowej satysfakcji, ale także motywować do lepszej pracy i ciągłego rozwoju. Tymczasem trudno się oprzeć wrażeniu, że w publicznej debacie na temat wynagrodzeń nauczycielskich omija się problemy, które są naprawdę istotne dla jakości polskiej oświaty. Koncentrując się na wysokości ewentualnych podwyżek, zapomina się, że dzisiejszy system wynagradzania nauczycieli nie premiuje wysokiej jakości, jest nieprzejrzysty i przeregulowany.
Poważną wadą obecnego sposobu wynagradzania nauczycieli jest oparcie się na złym modelu awansu zawodowego. Obowiązujący system, w ramach którego osiąga się kolejno status nauczyciela stażysty, kontraktowego, mianowanego i dyplomowanego, wymknął się spod kontroli zaraz po jego wprowadzeniu osiem lat temu. Awans zawodowy, który w założeniu miał mieć charakter selektywny, w praktyce okazał się biurokratyczną formalnością mającą niewiele wspólnego z oceną jakości pracy. W efekcie, począwszy od roku szkolnego 2007/2008, w założeniu elitarna grupa nauczycieli dyplomowanych stała się najliczniejszą grupą awansu, a wkrótce będą stanowić ponad połowę kadry nauczycielskiej szkół publicznych. Tymczasem po osiągnięciu statusu nauczyciela dyplomowanego, co jest możliwe po około dziesięciu latach pracy, nauczyciel nie ma już przed sobą żadnej ścieżki awansu ani motywacji finansowej, by dalej się rozwijać i podnosić jakość pracy.
Mało selektywny charakter awansu zawodowego ma poważne konsekwencje dla struktury płac nauczycielskich w Polsce. Zakładając elitarność nauczycieli dyplomowanych, w Karcie nauczyciela wprowadzono zapis, że średnie wynagrodzenie po osiągnięciu tego stopnia awansu stanowi nie mniej niż 225 proc. pensji nauczyciela stażysty. W praktyce zróżnicowanie wynagrodzeń między stażystą a nauczycielem dyplomowanym jest jeszcze większe i wynosi średnio około 250 proc.
Masowy i szybki awans sprawił, że stosunek średniego wynagrodzenia nauczyciela z 15-letnim stażem do wynagrodzenia nauczyciela początkującego w zawodzie jest w Polsce znacznie wyższy niż w jakimkolwiek innym kraju OECD. Choć wyrażone w relacji do PKB średnie wynagrodzenie polskiego nauczyciela po 15 latach pracy nie odbiega od średniej OECD, to przeciętna pensja początkującego nauczyciela jest u nas zdecydowanie najniższa. Niskie wynagrodzenia nauczycieli stażystów i kontraktowych ograniczają napływ młodych, zdolnych kandydatów i prowadzą do negatywnej selekcji w zawodzie. Na miejsce odchodzących na emerytury nauczycieli nie przychodzą najlepsi, tylko ci, którzy godzą się na niskie pensje. W rezultacie co czwarty stażysta nie ma wymaganego prawem wykształcenia wyższego z przygotowaniem pedagogicznym, a rotacja po pierwszym roku pracy w szkole sięga 50 proc.
Drugą charakterystyczną cechą obecnego systemu wynagradzania nauczycieli jest ścisła regulacja płac każdej z grup awansu zawodowego. Państwo ustala minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego, a także minimalny średni poziom całkowitego wynagrodzenia, jaki powinien być osiągany na terenie danej gminy czy powiatu.