Nowa budżetowa sztuczka rządu. Tym razem chodzi o 25 mld zł

10 mld zł dostały już w tym roku instytucje publiczne w formie obligacji. Gdyby tę kwotę dodać do wzrostu zadłużenia funduszy pozabudżetowych, deficyt byłby dwa razy wyższy. Aleksandra Fandrejewska

Aktualizacja: 20.07.2023 06:21 Publikacja: 20.07.2023 03:00

Nowa budżetowa sztuczka rządu. Tym razem chodzi o 25 mld zł

Foto: PAP/Grzegorz Momot

Różne instytucje publiczne dostały w tym roku obligacje skarbowe warte ponad 9,92 mld zł. To metoda, którą od kilku lat stosuje rząd: przeznacza skarbowe papiery wartościowe zamiast dotacji. W tym roku dostały je już uczelnie, media publiczne, PKP PLK czy Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu. W poprzednich latach były to (oprócz mediów publicznych i uczelni): Polska Żegluga Bałtycka, Krajowy Instytut Mediów, Centralny Port Komunikacyjny, Agencja Badań Medycznych.

W ustawie okołobudżetowej zapisano, że w ten sposób mogą być wsparte różne instytucje na kwotę 25 mld zł. To nieco mniej niż w zeszłym roku, ale więcej niż dwa lata temu. Rząd przekazuje skarbowe papiery wartościowe zamiast dotacji od 2016 r., co pozwala na wykazanie niższych wydatków i deficytu budżetu państwa, mimo wzrostu wielkości długu Skarbu Państwa. Jeśli w tym roku instytucje dostaną tyle obligacji, ile zaplanowano, to w ciągu siedmiu lat deficyt budżetowy będzie niższy o 100 mld zł.

Uczelnie na rynku finansowym

– Tak się nie powinno dziać – uważa Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z UW. – To się dzieje poza kontrolą parlamentarną i społeczną. Nie mamy szans, by przyjrzeć się, jakie instytucje dostają pieniądze i dlaczego. Dodatkowo wiele z instytucji nie ma doświadczenia w sprzedaży papierów wartościowych.

Jako przykład ekonomistka podaje uczelnie państwowe. – To jest absurd. Uczelnie państwowe są finansowane ze środków publicznych i powinno im się te pieniądze zapewnić, a nie dawać papiery skarbowe i prowadzić do tego, że stają się graczami na rynku finansowym. Bowiem szukają miejsca i najlepszego momentu do sprzedaży obligacji. Jeśli rząd przekazuje im te papiery, to robi to, bo nie umie ich sprzedać? Nie. Resort finansów ma lepsze umiejętności sprzedaży obligacji niż szkoły wyższe czy PKP. Jeśli więc jedynym celem jest niepokazanie ich jako wydatku budżetowego, to jest to szwindel – dodaje.

Czytaj więcej

Polska fikcja budżetowa. NIK przeciw, PiS za. „W demokracji, byłaby dymisja rządu"

Podobnie uważa Sławomir Dudek, szef Instytutu Finansów Publicznych: – Gdy obligacje dostają media publiczne, to najpierw są dzielone na rozgłośnie regionalne, a potem każda z nich je sprzedaje.

Dudek zwraca uwagę, że taki sposób wsparcia finansowego jednostek publicznych stosowany jest tylko w Polsce, nie stosuje takiej metody żaden z rządów europejskich. – To jest kuriozum. Jego celem jest zaniżanie deficytu budżetowego. Dodatkowo kontrola nad tymi pieniędzmi jest stracona. Ustawa o finansach publicznych chroni sposób wydawania dotacji: instytucje muszą się z nich rozliczyć, opracować sprawozdanie. Nie ma zaś przepisów o obligacjach. Te pieniądze znikają w sensie budżetowym. Nie wiemy, na co i kiedy zostały przeznaczone.

Ekonomista od dłuższego czasu podkreśla rozbieżność pomiędzy wysokością długu publicznego liczonego według metodologii polskiej i unijnej. Zwrócił na to uwagę także NIK, oceniając budżet za zeszły rok. Izba wyliczyła, że na koniec 2022 r. różnica była rekordowa, bo wynosząca 302,6 mld zł. A z danych MF po pierwszym kwartale wynika, że jest już prawie 322 mld zł różnicy pomiędzy długiem sektora instytucji rządowych i samorządowych (dług EDP) a państwowym długiem publicznym (PDP) – czyli jeszcze wzrosła.

Inne sposoby

Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej, także uważa, że jest to praktyka, która burzy przejrzystość finansów publicznych.

– To jest odpowiedź na sztywne reguły budżetowe. Kiedyś niespodziewane sytuacje, w których nagle potrzebne było dodatkowe finansowanie, zdarzały się rzadko. Od kilku lat mamy je nader często. Dawno temu istniała rezerwa specjalna budżetowa, która była zresztą niska, ale obecnie jej nie ma. Wolałbym, by nie stosowano zabiegów księgowych, by obniżać deficyt, ale powinniśmy wymyślić rozsądny sposób reagowania finansowego na gwałtowne, niespodziewane zdarzenia w czasie roku budżetowego – podkreśla ekonomista. Zaznacza, że wymagałoby to na pewno konsensusu społecznego, który powinien być szerszy niż większość parlamentarna.

Czytaj więcej

Obywatele dostają słony rachunek od państwa. FOR prześwietlił wydatki

Rząd zapowiedział jakiś czas temu konsolidację finansów publicznych. Piotr Bartkiewicz, ekonomista Pekao, zwraca uwagę, że to pojęcie może być rozumiane w dwojaki sposób, a każdy ma inne konsekwencje ekonomiczne.

– Może oznaczać uspójnienie, uporządkowanie, zwiększanie przejrzystości systemu. Coś takiego zrobiono na początku lat 2000., kiedy zwiększono efektywność zarządzania płynnością. Ale też jako konsolidację rozumie się sposób prowadzenia polityki fiskalnej, czyli jej zacieśnienie. A to oznacza, iż albo konieczne będzie wskazanie źródeł finansowania wydatków (np. przez zwiększenie podatków), albo zmniejszenie wydatków – tłumaczy ekonomista.

Różne instytucje publiczne dostały w tym roku obligacje skarbowe warte ponad 9,92 mld zł. To metoda, którą od kilku lat stosuje rząd: przeznacza skarbowe papiery wartościowe zamiast dotacji. W tym roku dostały je już uczelnie, media publiczne, PKP PLK czy Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu. W poprzednich latach były to (oprócz mediów publicznych i uczelni): Polska Żegluga Bałtycka, Krajowy Instytut Mediów, Centralny Port Komunikacyjny, Agencja Badań Medycznych.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Budżet i podatki
Rząd ma nowy plan na finanse państwa. Będą wyższe podatki?
Budżet i podatki
MF: Od 2025 roku wchodzimy na ścieżkę redukcji deficytu
Budżet i podatki
Naprawa polskich finansów zajmie kilka lat. MF przedstawia tzw. białą księgę
Budżet i podatki
Stan budżetu państwa w spadku po PiS i nowy plan
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Budżet i podatki
Luka VAT skoczyła do 15,8 proc. Runął mit Morawieckiego o cudzie VAT-owskim?