– To bardzo konserwatywne podejście, jednak w sytuacji dużej niepewności co do stanu gospodarki w tym roku rząd nie mógł postąpić inaczej – podkreśla Mirosław Gronicki, były minister finansów.
W komentarzu opublikowanym po posiedzeniu rządu czytamy, że przyszłoroczny budżet ma być jednym z najtrudniejszych po 1989 roku. „Przyczyną są bardzo niekorzystne warunki zewnętrzne, które mają wpływ na sytuację naszej gospodarki” – uważa rząd. „Zarówno gospodarka światowa, jak i gospodarki krajów strefy euro przeżywają najbardziej dotkliwy od kilku dziesięcioleci kryzys rynków finansowych”. To główny powód przyjęcia prognozy ostrożnościowej, zakładającej możliwie bezpieczny poziom wzrostu gospodarczego na 2010 rok, z uwzględnieniem negatywnych następstw kryzysu finansowego w Europie i na świecie.
Ministerstwo Finansów do 23 czerwca tego roku ma przygotować „Informację o sytuacji makroekonomicznej i stanie budżetu państwa w 2009 rok”. Dzięki niej łatwiej będzie opracować nowelizację budżetu na ten rok. Dopiero później możemy się spodziewać określenia poziomu dochodów i wydatków oraz planowanego deficytu na przyszły rok.
Komisja Trójstronna otrzyma więc na razie tylko prognozy PKB, inflacji oraz zatrudnienia i wynagrodzenia. Rząd spodziewa się, że przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wyniesie 3150 zł, co oznacza wzrost o 2,1 proc., w sektorze przedsiębiorstw zaś wzrost płac ma wynieść 2,5 proc. Płaca minimalna sięgnie 1317 zł, a więc wzrośnie o 3,2 proc. Jednocześnie zatrudnienie w gospodarce narodowej zmniejszy się o 2,2 proc., a w sektorze przedsiębiorstw o 2,8 proc.
– To oznacza, że tak naprawdę nie będziemy więcej zarabiali, bo spadek zatrudnienia o 2,2 proc. i wzrost pensji o 2,1 proc. daje mniej więcej zero – mówi prof. Andrzej Wernik z Akademii Finansów.