Rynek określany jako mobility on demand (z ang. mobilność na zamówienie) rozwija się w błyskawicznym tempie. W 2024 r. globalnie ma być wart 200 mld dol. Pod tym hasłem kryją się usługi taksówkowe, ale także przewozy zamawiane np. za pośrednictwem aplikacji i platformy do tzw. współdzielenia przejazdów (ride-sharing). Danych odnośnie do polskiego rynku nie ma, ale prognozy światowe firmy Global Market Insights pokazują trend. Przez najbliższe sześć lat wartość mobility on demand skoczy niemal dwukrotnie (z obecnych 100 mld dol.).
Jak w Nowym Jorku
W Polsce ta część rynku, o którą z jednej strony biją się korporacje taksówkowe i pośrednicy między taksówkarzami a pasażerami (iTaxi, mytaxi), a z drugiej platformy, jak Uber, Taxify czy BlaBlaCar, to niezwykle atrakcyjny kąsek. Ale i niełatwy. Wystarczy powiedzieć, że w Warszawie jest 11 tys. taksówek, a to liczba zbliżona do tej w Nowym Jorku. W dodatku spora część przewoźników jeździ bez licencji, które wymagane są dla kierowców pracujących dla tradycyjnych korporacji. Sytuację ma uregulować nowa ustawa o transporcie, której projekt przygotowało Ministerstwo Infrastruktury.
Taxify czy Uber to platformy zbliżone do mytaxi i iTaxi. Z jednym wyjątkiem. Te ostatnie korzystają tylko z licencjonowanych taksówek, a dwie pierwsze zezwalają, by każdy kierowca, który chce zarobić, mógł świadczyć usługę przewozową. W opozycji do wszystkich tych przewoźników stoją zaś korporacje taxi, które tracą rynek na rzecz nowych rywali, którzy korzystają z innowacyjnych technologii.
Ta sytuacja może się zmienić z powodu wspomnianej ustawy, która zaostrza przepisy. W skrócie: kierowcy (np. Ubera) będą musieli mieć taką samą licencję jak taksówkarze. To podważy model biznesowy stosowany dotąd przez Ubera. Dla tej internetowej platformy nasz rynek jest jednak zbyt ważny, by z tego powodu z niego zrezygnować. Warszawa dla amerykańskiego giganta to miasto równie ważne jak Londyn czy Paryż pod względem liczby kierowców i pasażerów. Gigant, nazywany największym wrogiem taksówkarzy na świecie, zapowiedział, że dostosuje się do nowych wymogów. – Nie wycofamy się z Polski – zapewniają w polskiej centrali Ubera.
Ale przedstawiciel kancelarii LSW przestrzegają, że zmiany w przepisach mogą zahamować wzrost w sektorze usług transportu samochodowego i rozwijających się wraz z nimi nowych technologii. A tego pozytywnego efektu wzrostu rynku, związanego z działalnością Ubera czy Taxify, nie ukrywają sami taksówkarze. – Z jednej strony spółki technologiczne na rynku transportowym zmusiły nas do pracy w warunkach nieuczciwej konkurencji, ale z drugiej rynek przewozów dynamicznie urósł – komentuje Paweł Osowski, prezes EcoCar. – Pasażerowie, którzy nie korzystali wcześniej z usług taxi, wsiedli do samochodów. Z naszych analiz wynika, że już z tych samochodów nie wysiądą. Rynek urósł trwale, z czego w warunkach uczciwej konkurencji będą korzystać wszyscy – dodaje.