Restauracje, puby, kawiarnie, stoki narciarskie, hotele i pensjonaty z całej Polski włączyły się w akcję protestu przedsiębiorców z branży turystycznej i gastronomicznej, którzy pod wspólnym hasłem #otwieraMy zaczęli po feriach uruchamiać swoje biznesy. Oficjalnie akcja wystartowała w poniedziałek 18 stycznia, ale część obiektów ruszyła jeszcze w weekend, gdy mogły liczyć na większy napływ gości.
Obawy górali
– Cały czas dostajemy nowe zgłoszenia od przedsiębiorców – twierdzi Artur Rosiński, menedżer w firmie Newsmap.pl, która przygotowała Interaktywną mapę wolnego biznesu. Zaznacza na niej otwierane pomimo restrykcji sanitarnych obiekty usługowe.
W poniedziałek zaznaczono tam ponad 150 punktów. Sporo, ale to wciąż niewielka skala na tle tysięcy firm zablokowanych przez przepisy.
Czytaj także: "Rząd PiS sam sobie stworzył bunt przedsiębiorców"
– Na razie nie ma masowej fali otwarć – przyznaje Agata Wojtowicz, prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej. Przewiduje jednak, że przedsiębiorców otwierających swoje biznesy pomimo zakazów sanitarnych będzie przybywać ze względu na poziom frustracji. – Frustracja jest ogromna, i to nie tylko w turystyce, bo u nas wszystkie branże są od niej uzależnione. Turystyka napędza całą lokalną gospodarkę na Podhalu – podkreśla Agata Wojtowicz. Według niej więcej obiektów może się otworzyć w nadchodzący weekend. Na razie, zaraz po feriach, tak naprawdę nie ma dla kogo otwierać pensjonatów czy restauracji w górskich kurortach.