Bardzo dobry mijający 2007 rok spowodował, że do państwowej kasy wpłynęło znacznie więcej pieniędzy z podatków, niż sądziliśmy. Rosło zatrudnienie i płace, firmy poprawiały swoje wyniki. Jednocześnie wydawano znacznie mniej środków, niż założono, stąd niski deficyt budżetowy i finansów publicznych, który zapewne nie przekroczy 3 proc. PKB. Oznacza to, że spełnimy najprawdopodobniej jedno z najważniejszych kryteriów z Maastricht koniecznych do przyjęcia unijnej waluty i będziemy mogli odliczyć część kosztów poniesionych w związku z przeprowadzeniem w Polsce reformy emerytalnej.
Resort finansów założył w aktualizacji programu konwergencji, że taki sam wynik uda się również utrzymać w 2008 roku. To jednak może już nie być takie proste.
Wszystko wskazuje na to, że deficyt budżetowy będzie jednak wyższy niż w tym roku. Elżbieta Suchocka-Roguska, wiceminister finansów, spodziewa się, że rząd skończy 2007 rok na minusie wynoszącym nie 20 – 23 mld zł, ale raczej bliżej 20 mld zł. Poprawki koalicji PO – PSL do ustawy budżetowej na 2008 rok nie zdołały zmniejszyć różnicy pomiędzy wydatkami a wpływami bardziej niż do 27,1 mld zł. Ekonomiści są realistami – przy dubeltowej uldze prorodzinnej wynoszącej blisko 1150 zł i miliardowych dotacjach, jakie państwo będzie musiało przekazać do FUS po obniżeniu o 7 punktów procentowych składki rentowej – trudno spodziewać się jakiejkolwiek nadwyżki w państwowej kasie. Przeważa opinia, że plan wydatków skrojony jest na miarę. Gorzej, iż to nie jest taka miara, jaką zastosowałaby Platforma Obywatelska. Struktura wydatków w Polsce nadal jest niekorzystna – przeważają nakłady na wsparcie społeczne, za mało jest zaś nakładów na inwestycje, innowacyjność, rozwój. Czyli wszystkie te dziedziny, które w przyszłości mogłyby spowodować wyższe wpływy do budżetu.
Rząd tłumaczył się, że nie miał czasu na radykalniejszą weryfikację przyszłorocznego budżetu. Być może jednak zabrakło mu determinacji i odwagi w cięciu wydatków i wycofaniu się z niektórych posunięć PiS, choćby w kwestii obniżenia klina podatkowego.
Zdaniem Mirosława Gronickiego, byłego ministra finansów publicznych w rządzie Marka Belki, nic jednak nie jest jeszcze stracone. Można podnieść składkę na ZUS, przygotować się do reformy finansów publicznych, która uporządkuje pieniądze państwa i pozwoli zaoszczędzić w konsekwencji kilka miliardów złotych. Co więcej, cały czas czekamy na określenie priorytetów nowego rządu. Jeśli będą to nakłady na naukę i innowacyjność, zmieni się struktura wydatków państwa, co zaowocuje pewniejszą strukturą wpływów w przyszłości.