Rz: Chiny to kraj rozwijający się w tempie ok. 10 proc. rocznie. Czy w tym samym tempie rośnie wymiana handlowa między Polską i Chinami?
Marek Łyżwa:
Ostatnie cztery lata potwierdzają, że wymiana handlowa i inwestycje rosną nawet szybciej niż dynamika gospodarki chińskiej. Według tutejszych informacji Polski eksport w latach 2003 – 2007 wzrósł z 249 do 1,111 mld dol. Według naszych danych to 970 mln dol, a różnica wynika m.in. z terminów wysyłki towarów, np. transport miedzi, który wyszedł z Polski w grudniu, do Chin dotarł w styczniu, oraz wysyłki części towarów przez Hongkong. Import chiński jest osiem – dziewięć razy większy niż polski eksport. Ale ten problem mają wszystkie kraje rozwinięte. Żaden kraj UE nie ma dodatniego salda w handlu z Chinami.
Czy polskie firmy potrafią się poruszać po chińskim rynku?
Wśród krajów Europy Środkowej i Wschodniej jesteśmy na pierwszym miejscu. Jest to jednak rynek trudny, głównie ze względu na język. Wszystkie ustawy są dostępne wyłącznie w języku chińskim, tak samo jak wykładnia decydująca w sądzie. Jest to kraj prawa, ale chińskiego prawa. Duże firmy światowe, także polskie, nie mają z tym żadnych problemów. Natomiast małe i średnie mają, a nasze biuro funkcjonuje jak lekarz pierwszego kontaktu. Umawiamy spotkania polskich firm, służymy pomocą językową. Najlepszym wyjściem ułatwiającym kontakty jest więc albo nauczenie się chińskiego, albo zatrudnienie Chińczyków jako tłumaczy. Ja sam mam dwie chińskie asystentki, absolwentki polonistyki na Uniwersytecie Pekińskim. I z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że Chińczycy są wyjątkowo oddanymi i lojalnymi pracownikami. Chiński fenomen nie polega wyłącznie na taniej sile roboczej, ale na pracowitości i dobrej organizacji pracy.