Rynek ciągle jest bardzo rozdrobniony – dziesięć największych firm kontroluje jedynie ok. 15 proc. jego wartości. Większość odzieży czy obuwia kupujemy w niezależnych sklepach, hipermarketach lub na bazarach. Nasze przyzwyczajenia jednak szybko się zmieniają. Jak podaje Euromonitor International, wartość rynku rośnie o ok.
5 – 7 proc. rocznie, podczas gdy największe firmy: LPP, Redan czy Gino Rossi, zwiększają obroty nawet o 30 – 40 proc. (potwierdzają to ich dane sprzedażowe za czerwiec 2008 r.). – Zanosi się na rekordowy rok. Wzrost sprzedaży nieuwzględniający powstawania nowych placówek przekracza 20 proc. Wszystkie sieci rosną, a na rynek trudno jest wejść, ponieważ brakuje lokalizacji. Z tego powodu nieunikniona jest konsolidacja branży – nawet słabsze marki będą przejmowane ze względu na sklepy, którymi dysponują – mówi Marcin Pałażej, dyrektor generalny spółki Zara Polska, która poza swoją flagową marką sprzedaje też ubrania Pull & Bear, Oysho czy Massimo Dutti.
– Polski rynek odzieżowy jest oceniany jako najbardziej obiecujący spośród rynków europejskich. Przyczyną jest szybki wzrost zamożności społeczeństwa i przeznaczanie coraz większej części dochodów na dobra takie jak ubrania czy obuwie – uważa Łukasz Wiewiórowski z firmy Roland Berger Strategy Consultants.
Na rynku dominują zdecydowanie polskie firmy – nazwy ich marek brzmią nowocześnie, inwestują też w reklamę i wizerunek, dlatego wygrywają z konkurentami z zagranicy. – Odzież musi być odpowiednio zaprojektowana i wykonana, modna, ale bez przesady, bo tylko niewielki procent odbiorców wybiera najnowsze tendencje – wyjaśnia Bogusz Kruszyński, wiceprezes spółki Redan, właściciela marek Troll i Top Secret.
– Nadal silną konkurencją są dla nas firmy zagraniczne. Staramy się być od nich lepsi, bo klienci nie kierują się sentymentami, nie kupują czegoś tylko dlatego, że jest polskie. Nabywców interesuje towar, który jest atrakcyjny, a cena uzasadniona jest jakością i wzornictwem – mówi Marek Banasiak, prezes Monnari Trade.