Oficjalna nazwa zakupowego szaleństwa to Czarny Piątek, pochodzi od piątku po Dniu Dziękczynienia w 1966 roku w Filadelfii, kiedy doszło do gigantycznych zatorów na ulicach miasta. Rokrocznie wyrusza na nie co najmniej 80 mln Amerykanów. W tym roku chęć uczestniczenia w zakupowym wyścigu deklaruje 57 mln ankietowanych przez Narodową Federację Handlu Detalicznego, kolejne 77 mln mówi, że zrobi zakupy, jeśli zobaczy coś interesującego.
Rok temu, kiedy nikt nie wiedział, jak długo potrwa wychodzenie z kryzysu, Amerykanie i tak wydali na świąteczne prezenty 10,6 mld dol. Wtedy 49 mln deklarowało, że idzie na zakupy, a 79 mln przyznawało, że czeka na okazję. W tym roku handlowcy wierzą, że będzie ich więcej, bo strach przed recesją nieco zelżał.
Niektóre sklepy zostaną w piątek otwarte znacznie wcześniej niż normalnie. Prawdopodobnie znów co bardziej zdeterminowani klienci będą spać w samochodach na parkingach centrów handlowych, by złapać najatrakcyjniejsze oferty. Policja i służba zdrowia jak co roku dają wskazówki, jakie środki bezpieczeństwa trzeba podjąć, gdzie postawić barykady, a jakie stoiska oddzielić linami. To ważny dzień dla gospodarki USA, w której [3/4] PKB tworzy popyt konsumencki.
Święto Dziękczynienia to też żniwa dla linii lotniczych. Bilet powrotny z wylotem jutro rano i powrotem w najbliższą sobotę na trasie Chicago – Nowy Jork kosztował wczoraj 1330 dol. Do tego trzeba doliczyć jeszcze podatki i opłaty za bagaż i 60 dol. dopłaty za podróż w świątecznym szczycie, jaką linie wprowadziły dwa tygodnie temu. To dlatego wiele rodzin, które zdecydowały się na podróże, wybrało pociągi. Ale i tak w ubiegłym roku podróżowało o jedną czwartą Amerykanów mniej niż w 2007 roku. Takiego samego spadku oczekuje się w tym roku. Poza domem tegoroczny Dzień Dziękczynienia spędzi 38 mln obywateli USA, z czego 33 mln pojedzie samochodem, bo tak jest najtaniej.