Dwa tygodnie wcześniej NDI wysłało do GDDKiA pismo sygnalizujące chęć odstąpienia od umowy. Obie strony miały nadzieję, że dojdą do porozumienia i zerwanie kontraktu nie będzie konieczne. Spór rozpoczął się od ustalenia tzw. wymaganej minimalnej ilości wykonania dla kontraktu (WMIW). Zgodnie z umową firmy miały do 17 listopada wykonać 20 proc. przewidzianych umową prac, czyli wydać ponad 102 mln zł. Wykonały jednak 15,78 proc. Powodem miały być przyczyny obiektywne, takie jak powódź, która wstrzymała prace, brak dostępu do placu budowy ze względu na prowadzone tam badania archeologiczne czy nieujęta w dokumentacji technicznej linia wysokiego napięcia. W związku z tym NDI zwróciło się do GDDKiA, by ta zgodziła się na obniżenie WMIW lub na przesunięcie terminu jego rozliczenia. Urząd na to zgodzić się nie chciał, więc sprawa trafiła do Komisji Rozjemczej. „Rz" dotarła do decyzji, w której komisja stwierdziła, że mimo iż wina za opóźnienia leży po obu stronach, gdyż NDI nie miało m.in. na placu budowy zgromadzonego sprzętu i pracowników w odpowiedniej liczbie, należy uznać, że zaawansowanie prac w prawie 16 proc. „uważa się za spełnienie WMIW".
Spór na linii rząd – Alpine, która buduje trasę A1 między Świerklanami a Gorzyczkami, dotyczy m.in. projektu, na podstawie którego miał być budowany most. – Nowy projekt mostu, czyli uzupełniony dotychczasowy, który dostarczyła nam GDDKiA, również jest wadliwy. Poinformowaliśmy o tym nadzór budowlany i skierowaliśmy sprawę do prokuratury – mówi „Rz" Roman Sailer, dyrektor techniczny Alpine.
GDDKiA utrzymuje, że projekt jest poprawny.
masz pytanie, wyślij e-mail do autorki a.stefanska@rp.pl
Jerzy Polaczek - minister transportu w rządzie Prawa i Sprawiedliwości
Zagrożone są kontrakty, przy których rozstrzyganiu rząd ogłosił sukces, bo otwierały się znacznie poniżej wartości kosztorysowej, na czym budżet państwa miał zaoszczędzić ok. 16 mld zł. Z większością tych kontraktów będą problemy. Sprawy mogą się zakończyć na trzy sposoby. Pierwszym będzie skierowanie sprawy do sądu przez wykonawców i zejście przez nich z placu budowy, drugim – wyrzucenie firmy z budowy i ponowne rozpisanie postępowania, a co za tym idzie znaczne opóźnienia w oddaniu dróg. Tam, gdzie sprawa nie oprze się o sąd, musimy liczyć się z tym, że kierowcy otrzymają produkt z najniższej europejskiej półki. Jednak, jak twierdzi rząd, drogowcy zaoszczędzili 16 mld zł, które miały być przesunięte na inne inwestycje. Nie wiadomo jednak do tej pory, co się z tymi pieniędzmi stało.