Zgodnie z rządowym projektem ustawy niemieckie koncerny, które nie zwiększą dobrowolnie udziału kobiet w radach nadzorczych i zarządach firm, będą musiały się liczyć z karą  25 tys. euro. Groźba uchwalenia takiej ustawy skłoniła 30 największych firm z giełdowego indeksu DAX do przedstawienia planów dobrowolnego zatrudnienia pań na stanowiskach kierowniczych.

Wczoraj na spotkaniu przedstawicieli tych spółek z rządem ustalono, że do 2020 r. będzie je zajmować 35 proc. kobiet. Obecnie jest ich 3,7 proc. – Jesteśmy z tego zadowoleni – ogłosiła po spotkaniu Kristine Schröder, minister ds. rodziny. Są jednak wątpliwości. – Przez ostatnie dziesięć lat udział kobiet w kierownictwie koncernów zwiększył się zaledwie o 1,2 proc. – tłumaczy Ursula von der Leyen, minister pracy, i nadal domaga się wprowadzenia obowiązkowych kwot dla pań. Przed dziesięciu laty niemiecki biznes zobowiązał się dobrowolnie do zmiany stanu rzeczy. Uczyniły to jednak jedynie firmy średniej wielkości.

Jak wynika z analiz Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych (DIW), w zarządach 200 największych niemieckich firm jest zaledwie 3,2 proc. kobiet. W Norwegii 40-proc. kwota dla pań w radach nadzorczych obowiązuje od 2003 r. W tym czasie ich liczba w radach wzrosła pięciokrotnie, do tysiąca osób. We Francji i Hiszpanii 40-proc. kwota w radach ma zostać wypełniona do 2015 r. – Nie stać nas na marnowanie potencjału kobiet – argumentuje rząd.