Prezydent Francji Francois Hollande spotyka się dzisiaj z Lakshmi Mittalem, prezesem i udziałowcem spółki Arcelor Mittal, największego na świecie producenta stali. Ma to związek z wczorajszą wypowiedzią ministra przemysłu Arnaud Montebourga, który na łamach gazety ekonomicznej „Les Echos" oświadczył, że należąca do tego koncernu stalownia we Florange w północno-wschodniej Francji powinna zostać znacjonalizowana. Szef resortu przemysłu powiedział bez ogródek, że państwo nie chce już Mittala we Francji. Co więcej zarzucił kłamstwa Arcelorowi Mittalowi i rodzinie Mittalów. Z kolei hinduski miliarder i jego krewni ripostowali na łamach gazety „Le Monde" stwierdzając, że są „skrajnie zszokowani" komentarzami ministra.
Mimo kłopotów stalowni we Florange rząd chce aby spółka dotrzymała zobowiązań jeśli chodzi o zatrudnienie i inwestycje. Karine Berger, deputowana Partii Socjalistycznej, twierdzi, że Mittal jest symbolem porażki polityki poprzedniego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego. Uważa, że byłoby lepiej gdyby Arcelor, do którego należała stalownia we Florange, został sprzedany firmie europejskiej. Lakshmi Mittal kupił Arcelora w rezultacie wrogiego przejęcia w 2006 roku obiecując zachowanie miejsc pracy i poziom inwestycji, i na tę transakcję zgodził się Sarkozy. Powstał koncern Arcelor Mittal.
Teraz Arcelor Mittal chce wygasić piece we francuskiej stalowni i zwolnić ponad 600 hutników. Argumentuje to dekoniunkturą w branży stalowej.
Rząd domagał się, żeby Mittal znalazł kupca na tę lotaryńską hutę. Twierdzi, że chętni są , ale ich nie ujawnił.
- Coś takiego jak komentarze Montebourga na temat Mittala rzadko słyszy się z ust ministrów – twierdzi Yves Marcais, trader Global Equities. Przypomina, że słowo „nacjonalizacja" nie padało od czasów prezydentury Francois Mitterranda na początku lat 90. ubiegłego stulecia. Jego zdaniem nie ma prawie żadnego popytu na produkcję Florange.