Przykładem może być kopalnia Silesia, której groziło zamknięcie, gdy była w strukturach Kompanii Węglowej. Gdy kupił ją czeski EPH i wznowił wydobycie, okazało się, że załoga jest gotowa zgodzić się na pracę zakładu 7 dni w tygodniu 24 godziny na dobę.
Jest w Sosnowcu kopalnia Kazimierz-Juliusz, nad którą widmo zamknięcia krąży od lat. Najpierw wywalczyła jedyny w Polsce, specjalny sposób wydobycia, a teraz przekonała załogę do porozumienia w sprawie tzw. węgla dla emerytów i osób dziedziczących (4 tony rocznie razy ok. 500 zł na osobę...). Rzecz nie do pomyślenia wydawałoby się, bo deputat – rzecz święta. A jednak się udało. Faktem jest, że 1000 spraw trafiło do sądu, ale kopalnia wygrała i dzięki temu się uratowała.
A Halemba, której groziło zamknięcie? Tam górnicy też przełknęli gorzką pigułkę w postaci planu naprawczego, podobnie było w Wujku.
Górnictwo od lat ma czarny PR. Samo się do tego w dużej mierze przyczyniło. Siła związków zawodowych w tej branży jest ogromna. Ale zapewniam – kilka wizyt 1000 m pod ziemią wystarczy, by zacząć o tym rozmawiać. Bo prawda jest taka, że przywileje to domena nie tylko górników. Np. artyści mają wyższe koszty uzyskania, nauczyciele urlopy na podratowanie zdrowia, kolejarze bronią zniżek na bilety... To czemu dziwi postawa górników? 25 lat pracy pod ziemią to wątpliwa przyjemność. A zawód ten wybierają, bo kopalnie mają umowy ze szkołami, więc gwarancja pracy jest. Oczywiście można się spierać, kto pracuje bezpośrednio przy wydobyciu, ale może to nie emerytury są podstawowym problemem?
Deputat węglowy, Barbórka, „czternastka", „piórnikowe" zwane kredkowym (dodatek, gdy ma się dzieci w wieku szkolnym), posiłki profilaktyczne (dziś w postaci bonów, w skali miesiąca ok. 300 zł)... Panowie górnicy, krytykujecie waszych krytyków, ale pamiętajcie, że kompromis nie polega na tym, że ustępuje jedna strona. Skoro wszystko się zmienia, to i w górnictwie minęły czasy, że wszystko jest stałe.