Dyrektywa żeglowności idzie dalej do zalecenia FAA sprzed tygodnia, w którym stwierdzono, że przewoźnicy powinni sprawdzić te urządzenia, czy nie ma w nich przyszczypanych przewodów, a także szukać dowodów na podwyższoną temperaturę czy wilgotność. Teraz urząd dołączył do Boeinga, który zalecił w minionym tygodniu liniom lotniczym, sprawdzić albo wymontować nadajniki.
Problem powstał, gdy w samolocie Ethiopian Airlines, parkującym na Heathrow przez 8 godzin pojawił się ogień. Spowodował znaczne zniszczenia w tylnej części, przypalił zewnętrzną powłokę kadłuba tuż przed statecznikiem pionowym.
Kadłub Dreamlinera jest wykonany z kompozytu węglowego, materiału palącego się w niższej temperaturze od stopu aluminium używanego tradycyjnie w budowie samolotów. Pożar stal się okazją do przeprowadzenia pierwszego testu — dużej naprawy kadłuba. Prezes Boeinga Jim McNerney poinformował, że koncern rozmawia z Ethiopianem o sposobie przeprowadzenia naprawy. Nie podjęto jeszcze żadnych decyzji. Jego zdaniem, za wcześnie jeszcze oceniać, jak długo potrwa naprawa.
Kara za brak kontroli jakości
Odrębnie urząd FAA zaproponował resortowi transportu nałożenie na Boeinga kary 2,75 mln dolarów za to, że jego dział samolotów cywilnych nie zachował systemu kontroli jakości zgodnie z procedurami zatwierdzonymi przez ten urząd.
- Bezpieczeństwo jest dla nas sprawą najważniejszą, a w pełni sprawny system kontroli jakości ma zasadnicze znaczenie dla utrzymania najbezpieczniejszego na świecie systemu transportu powietrznego — oświadczył minister transportu Anthony Foxx. — Producenci samolotów muszą podejmować szybkie i staranne kroki dla korygowania problemów bezpieczeństwa i ich zgodności z przepisami, kiedy tylko zorientują się, że powstały.