Te szokujące dane wyciągnęli dziennikarze "New York Timesa" z wyników mało znanego audytu urzędu pocztowego przygotowanego przez inspektora generalnego tej instytucji.
Liczba ta jest dużo wyższa niż dane ujawnione pół roku wcześniej. Wynikało z nich, że w latach 2001-2012 zatwierdzono w sumie 100 tysiące wniosków, czyli średnio 8 tysięcy rocznie. Z dokumentu wynika, że pracownicy urzędu pocztowego po cichu nadzorują przesyłki pocztowe zwykłych Amerykanów pomagając w ten sposób przy śledztwach zarówno w sprawach kryminalnych, jak i dotyczących bezpieczeństwa narodowego. Co więcej, poczta zatwierdziła część wniosków mimo poważnych uchybień formalnych.
"Niewystarczające mechanizmy kontroli mają wpływ na zdolność prowadzenia dochodzeń przez Postal Inspection Service. Wzbudziła także publiczne obawy o poszanowanie prawa do prywatności i tajemnicy korespondencji, co może wpłynąć na wizerunek marki amerykańskiej poczty" – czytamy w dokumencie. W większości wypadków poczta jednak nie otwiera listów. Pracownicy jedynie rejestrują przed doręczeniem nazwiska nadawców i inne informacje znajdujące się na listach i paczkach i przekazują je odpowiednim władzom. Otwarcie poczty wymaga oddzielnego nakazu sądowego.
Poczta broni się, że narzucony jej program jest dużo mniej kontrowersyjny od ujawnionego przez b. pracownika amerykańskiego wywiadu Edwarda Snowdena monitoringu bilingów rozmów komórkowych milionów Amerykanów. "Za każdym razem musimy mieć uzasadnione prawnie powody do rozpoczęcia nadzorowania przesyłek" – uważa rzecznik Postal Inspection Service Paul Krenn.
Tomasz Deptuła (Nowy Jork)