Zaczęło się od szkoły w Ghanie, potem była pomoc uchodźcom z Ukrainy

Działalność społeczna ma olbrzymi wpływ na prowadzenie biznesu. Nie da się oddzielić tych dwóch rzeczy. Nie można być jednocześnie rekinem w biznesie i barankiem w pomaganiu - mówią znana prezenterka telewizyjna Omenaa Mensah i jej mąż Rafał Brzoska, twórca firmy InPost. Oboje zostali 11 listopada za działalność charytatywną odznaczeni Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Publikacja: 11.11.2023 11:51

Omenaa Mensah i Rafał Brzoska odznaczeni Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski

Omenaa Mensah i Rafał Brzoska odznaczeni Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Omenaa Mensah i Rafał Brzoska

Omenaa Mensah i Rafał Brzoska

materiały prasowe

Zostali dziś Państwo odznaczeni Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wyjątkowe zasługi w działalności społeczno-filantropijnej. Gratuluję, tym bardziej, że niewielu polskich przedsiębiorców może się pochwalić nie tylko takim odznaczeniem, ale też takim zaangażowaniem w działalność charytatywną. Niektórych pana znajomych z kręgów biznesowych, gdzie ponoć ma pan przydomek shark, czyli rekin, i opinię twardego gracza, pewnie dziwi to nowe, prospołeczne, filantropijne oblicze Rafała Brzoski? Co zmieniło to oblicze?

Rafał Brzoska: Ta pani (wskazuje na żonę). Uważam, że za sukcesami każdego mężczyzny zawsze stoi mądra kobieta, która wyznacza kierunek, która zwraca mu uwagę na rzeczy, na które jako mężczyźni jesteśmy ślepi, bo jesteśmy zapracowani, czy mamy inny cel w danym momencie. Ta ślepota wynika też z tego, że polski biznes przez wiele lat był skupiony na budowaniu firm. My nie dziedziczyliśmy majątków, jak nasi francuscy, brytyjscy czy niemieccy koledzy, tylko wszystko musieliśmy wypracować ciężką pracą. To tłumaczy, dlaczego polski biznes przez ostatnie lata był mniej aktywny w pomaganiu, a jeśli pomagał, to raczej w formie takich akcji jak WOŚP.

Co się teraz zmieniło?

RB: Według mnie wojna w Ukrainie była wyzwalaczem, który pokazał, jak bardzo polski biznes potrzebuje pomagania, jak bardzo potrafi się zaangażować w pomoc i jak skutecznie to robi. Biznes podchodzi do pomagania systemowo – na zasadzie dawania wędki, a nie ryby. Ma ten nawyk z codziennego życia. Przyznaję, że początkowo, obserwując jak Omenaa angażuje się w swoje projekty fundacyjne, patrzyłem na nią trochę jak na dziwaka. Podobnie zresztą, jak wiele osób, które słyszały o tym, że gdzieś tam w Afryce, w Ghanie Omenaa podejmuje się budowy szkoły z Salezjanami. Jednak, gdy ta szkoła już powstała, kiedy się widziało uśmiechy na ustach dzieci, które wcześniej nie miały gdzie spać, to zrozumiałem, że pomaganie też daje radość, nie tylko robienie biznesu.

Omenaa Mensah: Jednak wspierałeś mnie od samego początku – zawsze, gdy mi czegokolwiek brakowało.

RB: Wtedy byłem szalupą ratunkową w projekcie, była to bardziej pomoc tobie niż zaangażowanie.

OM: Ależ nie. Zaangażowanie też było. Pamiętam końcowy etap budowy szkoły w Ghanie „Kids Haven School”, która działa prężnie do dzisiaj, gdy naprawdę brakowało mi finansowania. Wtedy przyszedłeś i mówisz: „Misiu, to trzeba naprawdę skończyć”.

RB: Powiedziałem, że trzeba skończyć, przeciąć wstęgę, otworzyć szkołę, zamknąć projekt i robić nowe rzeczy.

OM: To był też punkt zwrotny w pomocy Ukrainie. Jako fundacja mieliśmy już dowód skuteczności działania. Amerykanie jako pierwsi przekazali nam środki pomocowe na utworzenie edukacyjnego centrum dla ukraińskich uchodźczyń i ich dzieci RiO Edu Centrum, który do dzisiaj bardzo aktywnie działa. Codziennie z pomocy tam korzysta 100 osób. Ośrodek powstał dokładnie w 21 dni. Jednak nawet teraz, gdy opowiadam o naszych różnych projektach, to największe wrażenie na mnie robi zawsze ten w Afryce.

materiały prasowe

O państwa działalności charytatywnej zrobiło się głośno w 2022 r., gdy tuż po wybuchu wojny w Ukrainie, zorganizowaliście Konwój Polskich Serc – największy prywatny transport z pomocą humanitarną dla ludności cywilnej w Ukrainie, który kosztował ok. 10 mln zł. Jednak pani fundacja działa już od 2014 r. Co wtedy, przed prawie dekadą, skłoniło panią do zajęcia się działalnością charytatywną?

OM: Jako osoba publiczna, w pewnym momencie swojej kariery doszłam do punktu, w którym stwierdziłam, że chciałabym oddać mój wizerunek, mój dorobek słusznej sprawie. To że zarabiałam, realizowałam się w telewizji, miałam kontrakty reklamowe, już mi nie wystarczało. Chciałam, żeby mój dorobek znaczył coś więcej, poza tą materialnością, która przekładała się na wzrost mojego budżetu. No i ważne było to, co zobaczyłam w Afryce, miejscu urodzenia mojego taty, czyli dzieci, które nie mają szansy na normalną edukację, które mieszkają na ulicy i dopiero, gdy trafiają do naszego ośrodka, po raz pierwszy śpią na łóżku, po raz pierwszy korzystają z normalnej toalety, uczą się do czego służą sztućce lub jak sznurować buty. Był taki moment, w którym poczułam, że nie jestem w stanie wobec czegoś takiego przejść obojętnie. Nie wiedziałam oczywiście, jak trudnym wyzwaniem będzie zebranie środków na szkołę w Ghanie. Myślałam, że jeśli pójdę z tym do ludzi, to każdy da mi pieniądze na ten cel, bo jest to po prostu wspaniała rzecz. No i okazało się, że wcale tak nie jest. Pojawiły się tysiące różnych kłód rzucanych pod nogi, dużo hejtu – dlaczego dzieci w Afryce, a nie polskie dzieci. Jeśli jednak się wie, że robi się dobre rzeczy, to nie można zwracać uwagi, co mówią wszyscy dookoła. Trzeba skupiać się na tych, którzy wierzą w naszą wizję świata i z nimi żyć. Przyjaciele fundacji, którzy wtedy mnie wsparli, do dzisiaj są z nami, a my z nimi.

Lista waszych inicjatyw charytatywnych jest bardzo długa. Jest na niej Rio Edu Centrum, wsparcie psychologiczne dla dzieci z domów dziecka, kolonie letnie i szkolne wyprawki a także wsparcie uzdolnionych młodych talentów, którym fundacja Rafał Brzoska Foundation zapewnia stypendia pozwalające na naukę na tych najlepszych uczelniach. Czym dzisiaj jest dla was filantropia?

RB: Powiem szczerze – choć nie chcę używać górnolotnie filozofii, bo może to zostać źle odczytane – że jest to swego rodzaju misja. Ja traktuję to jako misję oddawania czegoś, co społeczeństwu w jakiś sposób się należy. Gdy ja zaczynałem swoją edukację, to nie miałem szansy na żadne stypendium i byłem zdany sam na siebie. Teraz widzę, ile takich nieoszlifowanych diamentów jest w polskim społeczeństwie. Wielu młodych ludzi nie miało tego szczęścia, żeby urodzić się w zamożnej rodzinie. Chciałbym takim osobom pomóc. Czasem jest to większe wsparcie, a czasem wystarczy mały ruch. Wyławianie takich talentów z niezamożnych rodzin i obserwowanie ich postępów, gdy studiują na MIT, na Oxfordzie czy w Cambridge, daje tak wyjątkową radość, że trudno to sobie wyobrazić. Uważam też, że to właśnie prywatny biznes powinien szlifować takie diamenty, bo to buduje dobrobyt na lata, również dla biznesu. Wiele z tych osób osiągnie sukces, wiele z nich wróci do kraju, a wiele też będzie polskimi ambasadorami za granicą. Im więcej będziemy mieli takich ambasadorów poza granicami, tym lepsza będzie pozycja Polski, tym większe możliwości biznesowe, społeczne i polityczne. Gdyby było więcej takich projektów, gdyby je zmultiplikować 20 razy, to w ciągu dwóch lat mielibyśmy tysiąc uzdolnionych dzieciaków na całym świecie. Popatrzmy, co robią Arabia Saudyjska czy Emiraty Arabskie. Oni jako państwo finansują studia najlepszych ludzi na najlepszych uczelniach pod warunkiem, że wszyscy później wrócą do kraju. To klasyczny, biznesowy i polityczny trade-off; my was wysyłamy, uczycie się a wy wracacie i budujecie kraj.

OM: Mówimy teraz o diamentach, ale jest też inna grupa, która bardzo wymaga pomocy, czyli dzieciaki z domów dziecka. Są obszary, w których po prostu państwo nie domaga. I wtedy pojawia właśnie biznes, który w sposób systemowy i zorganizowany potrafi w tych obszarach pomóc. Na tym polega odpowiedzialność społeczna biznesu, do której zachęcamy wszystkich naszych partnerów biznesowych i znajomych.

Jako Polacy jesteśmy dobrzy w zrywach z porywu serca takich jak WOŚP. Trudniej przychodzi nam codzienne pomaganie systemowe. Państwo tak właśnie działacie – systemowo, długofalowo. Ile pieniędzy na to przeznaczacie? Czy macie stały budżet roczny na ten cel?

RB: Ostatnio podsumowaliśmy, że w ciągu ostatnich dwóch lat wydaliśmy prywatnie na różne inicjatywy ponad 40 mln zł.

OM: Ważne jest też to, że angażujemy biznes, który przekazuje dodatkowe środki na nasze działania. Robimy to poprzez Wielką Aukcji Charytatywną TOP CHARITY, podczas której licytujemy dzieła sztuki, emocje i wspieramy tym samym dodatkowo polskich artystów młodego pokolenia. To kolejna akcja, przez którą budujemy Polskę - także jako wspaniałą kuźnię artystyczną.

RB: Na pierwszej edycji Wielkiej Aukcji Charytatywnej TOP CHARITY wylicytowano dzieła sztuki za ponad 4 ml zł, a dodatkowo my podwoiliśmy tę kwotę dokładając prywatnie drugie 4 mln zł na wyselekcjonowane inicjatywy społeczno-charytatywne. Podczas ostatniej edycji wydarzenia było to 12,5 mln zł i ponownie podwoiliśmy tę kwotę.

OM: W tym roku po raz pierwszy uruchomiliśmy bardzo ważną dla nas inicjatywę – Konsorcjum Filantropijne, które czuwa nad wydatkowaniem 30 proc. z sumy łącznie zebranej podczas Wielkiej Aukcji Charytatywnej TOP CHARITY. Środki są rozdzielane na różne fundacje w całej Polsce, które realizują projekty z dziedziny edukacji i zdrowia. Począwszy od projektów naukowych, poprzez organizację wyjazdów wypoczynkowych dla matek, które na co dzień opiekują się niepełnosprawnymi dziećmi, po zakup lodówek do jednego z miast w Ukrainie i szkolenia dla ratowników medycznych.

RB: Ta pomoc jest coraz bardziej różnorodna, gdyż chodzi nam o to, żeby aktywizować biznes, który powierzając nam środki, ma do nas zaufanie, że je właściwie wydamy. Po każdej Wielkiej Aukcji Charytatwnej TOP CHARITY rozliczamy się z tego, na co poszły zgromadzone wcześniej środki. Niektórzy też pytają; ciekawe, ile kosztował ten wystawny bal. No więc od razu odpowiadam, że każdy z uczestników wykupił cegiełkę płacąc od 5 tys. do 20 tys. złotych, które pokrywają organizację wydarzenia. Każda złotówka, którą zebraliśmy podczas licytacji wszystkich aukcji, trafiła do potrzebujących i nie pokryła żadnych innych kosztów samego wydarzenia.

OM: Oficjalnie i głośno mówimy, że koszty prowadzenia fundacji, opłacenia ludzi, zorganizowania i prowadzenia projektów wynoszą ok. 20 proc. Czyli każdy, kto przekazuje nam 100 zł, wie, że 20 zł to koszty prowadzenia i nadzoru wszystkich projektów.

RB: To bardzo niewiele, bo gdy popatrzmy na organizacje typu UNICEF czy inne agendy ONZ, to ich koszty sięgają często nawet 70 proc.

OM: My podchodzimy do tego inaczej - wykorzystujemy nasze doświadczenie biznesowe, a w biznesie koszty trzeba trzymać w ryzach.

RB: Są też projekty, w których tych kosztów w ogóle nie mamy, gdy np. wspieramy dzieci chore na SMA, czy robimy wigilię dla bezdomnych w Warszawie. Wtedy przekazujemy środki finansowe organizacjom, które się tym zajmują. Mówiąc o naszej aktywności mówimy więc zarówno o projektach, które sami prowadzimy, ale też o takich, gdzie pomagamy poprzez innych. Powiedziałbym, że 30 proc. wydanych środków przekazujemy komuś, kto lepiej od nas potrafi dany pomysł zorganizować i przeprowadzić. A pozostałe 70 proc. to są nasze projekty własne, realizowane przez nasz fundacyjny zespół 10 osób, które naprawdę mają co robić.

A co jest największym wyzwaniem w takiej systemowej filantropii?

OM: Myślę, że jest to zaufanie do innych fundacji, które dane projekty realizują. Dlatego też powstało Konsorcjum Filantropijne. Bardzo ważny jest też follow-up, czyli sprawdzanie czy projekt został zrealizowany, czy ta pomoc w dobry sposób wpłynęła na osobę, której się pomagało i jaki jest społeczny wpływ tych działań. Jest to jeden z najtrudniejszych etapów w pomaganiu. Drugą trudną rzeczą jest to, że czasami komuś trzeba odmówić.

RB: I to jest najtrudniejsze, ponieważ jeżeli co niedziela zasilamy jakąś zbiórkę, to dostajemy 20-30 próśb na godzinę, żeby wesprzeć też inną zbiórkę, albo pokazać ją na naszych social mediach. Nie da się jednak uratować całego świata, więc trzeba rozsądnie wybierać.

A jak na państwa działalność patrzą inni przedsiębiorcy? Czy pytają, jak się włączyć do pomagania, tak bardziej systemowo?

OM: Przedsiębiorcy na co dzień nie mają czasu, ale gdy widzą, że jest ktoś, kto przeznacza nie tylko swoje środki, ale też poświęca swój czas na pomaganie, budzi to ich zaufanie. Mówią: wiem, że Omenaa robi to dobrze, że wkłada w to serce, że oni wszystkie otrzymane pieniądze przekazują na pomaganie, więc wiem, że mogę im zaufać. Dostajemy coraz więcej takich sygnałów i jest to bardzo ważne, bo w pomaganiu ważna jest skuteczność. Jeśli Jurek Owsiak zbiera na WOŚP, to potem w szpitalach widzimy kupione za te pieniądze sprzęty. Ludzie mu więc ufają, a robi też coś niesamowitego, dobrego, co ma wielki impakt społeczny. Dlatego staramy się też mówić o pomaganiu, pokazywać, co robimy.

RB: Nie ma nic gorszego jak to, gdy słyszymy, że pomaganie lubi ciszę. A jak Jurek miałby zebrać te wszystkie miliony na sprzęt do szpitali, gdyby siedział cicho w domu? Takie podejście jest niestety przykre i wymaga zmiany pokoleniowej, a także zmiany społecznej. Widzimy jednak, że bardzo wiele osób jest naprawdę życzliwych, bardzo nam kibicują i chcą się włączać w nasze projekty, albo same tworzą własne. A ja wszystkim stale powtarzam, że dzisiaj jest czas na to, by polski biznes zaczął mocno pracować nad tym, by odczarować swój fatalny wizerunek po latach 90. Nikt o to do tej pory nie zadbał. I dziś polski biznes jest tego największą ofiarą, choć to on buduje siłę polskiej gospodarki – zatrudnia i utrzymuje dużą część polskich rodzin. Nie biznes państwowy a biznes prywatny. Uważam, że jest to właśnie powód do dumy, ale za tym powodem do dumy muszą iść czyny. Tym czynem jest płacenie podatków w Polsce, aktywne włączanie się w projekty filantropijne, a także mówienie o nich, edukowanie – również wewnątrz firmy. Przykładowo mamy fundację w InPoście i o jej działaniach informujemy na bieżąco wszystkich pracowników – żeby widzieli, że firma nie jest tylko skupiona na zarabianiu pieniędzy. Jak jednak mówią Amerykanie, this is a journey – to jest naprawdę długa podróż, którą trzeba odbyć, żeby efekty były widoczne.

Czy państwa działalność społeczna wpływa na pana podejście do biznesu, na sposób jego prowadzenia?

RB: Oczywiście, że ma olbrzymi wpływ. Nie da się oddzielić tych dwóch rzeczy – nie można być jednocześnie rekinem w biznesie i barankiem w pomaganiu. To się przenika. Powtarzam też swoim menedżerom, swojemu zespołowi, że musimy robić absolutnie wszystko, żeby zmieniać świat na lepsze. I robimy to w sposób typowo biznesowy, bo każdy nasz paczkomat to równoważnik 12 dużych drzew pod względem ograniczenia emisji dwutlenku węgla. I to w ciągu jednego dnia, więc w ciągu roku jeden paczkomat to taki mały las. Do tego ograniczamy ryzyko wypadków, ruch w mieście itd. To cała masa działań ESG, które jednak mają wspólny mianownik- zmieniamy świat na lepsze.

OM: Ważne jest jeszcze to, że akurat twój biznes jest odpowiedzialny społecznie w kontekście ekologicznym, ale mamy też wiele firm, które, niestety, takie nie są. Nadal jednak trzeba je prowadzić. Dlatego też przedsiębiorcy, którzy prowadzą takie biznesy, tym bardziej powinni coś oddać społeczeństwu. Muszę jeszcze dodać jedną rzecz – jest bardzo wiele osób, które chcą spotkać się z moim mężem, chcą się spotkać z nami i rozmawiać w różnych sprawach, najczęściej biznesowych. Wprowadziłam ostatnio zasadę sprawdzania naszych partnerów – czy w jakikolwiek sposób są odpowiedzialni społecznie. Chcąc więc dotrzeć do tego pana (wskazuje na męża), warto choć trochę zaangażować się społecznie.

Zostali dziś Państwo odznaczeni Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wyjątkowe zasługi w działalności społeczno-filantropijnej. Gratuluję, tym bardziej, że niewielu polskich przedsiębiorców może się pochwalić nie tylko takim odznaczeniem, ale też takim zaangażowaniem w działalność charytatywną. Niektórych pana znajomych z kręgów biznesowych, gdzie ponoć ma pan przydomek shark, czyli rekin, i opinię twardego gracza, pewnie dziwi to nowe, prospołeczne, filantropijne oblicze Rafała Brzoski? Co zmieniło to oblicze?

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Jeden diament odmieni los zadłużonego mieszkańca Indii
Biznes
Unikalna kolekcja autografów sprzedana za 78 tys. funtów. Najdroższy Mao Zedong
Biznes
Japończycy kontra turyści. Ceny w restauracjach różne dla miejscowych i gości
Biznes
Wymiany aktywami nie będzie. Bruksela zabrania transakcji z Rosjanami
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Biznes
Bernard Arnault stracił w 2024 r. więcej niż jakikolwiek miliarder