Ta inwestycja ma być zaprzeczeniem niesławnego przypadku korwety „Gawron" (dziś ORP „Ślązak"), okrętu, który nieudolnie budowany był w kraju przez dwie dekady, a marynarze złośliwie nazywali go ORP „Nigdy".
Polska Grupa Zbrojeniowa, która odpowiada za powodzenie nowego projektu, na razie trzyma tempo i sporo energii wkłada w przygotowania. W PGZ zdają sobie sprawę, że zrealizowanie trudnego i skomplikowanego projektu „Miecznik" oznaczałoby początek przełamywania wieloletniej technologicznej zapaści, w jakiej znajduje się polska flota wojenna.
Czytaj więcej
Długo oczekiwane decyzje w sprawie tarczy powietrznej krótkiego zasięgu za kilkadziesiąt miliardów złotych zdominowały targi zbrojeniowe w Kielcach.
Do tego projekt ma sporą wagę gospodarczą – szacuje się, że w polskich stoczniach ruszą inwestycje, a dzięki fregatom powstanie ok. 2 tys. nowych miejsc pracy. Fachowcy będą potrzebni także po przekazaniu okrętów do służby w kolejnych dekadach – do serwisowania jednostek.
Aby przyspieszyć i zmniejszyć ryzyko niepowodzenia inwestycji, MON postanowił przejąć gotową technologię z Zachodu, zamówić także za granicą projekt bojowego wyposażenia i elektroniki pokładowej, czyli kompletnego systemu walki. Polskie stocznie zajmą się wykonawstwem, nadzór w pakiecie dostarczą licencjodawcy. – Szykujemy się od miesięcy, wszystko mamy dokładnie policzone, więc nie widzę powodu, by miało się nam nie udać – powtarza Sebastian Chwałek, prezes PGZ. Terminy też już wyznaczono: pierwsza fregata za pięć lat, finał programu „Miecznik" i przekazanie do służby ostatniego okrętu z serii w 2034 r.