W stolicy jest kilkaset miejsc, gdzie można kupić świąteczne drzewko. Większość handlarzy od lat ustawia się w tych samych punktach. Tak jak Wacław Makarski pochodzący spod Węgrowa. Już piąty rok z rzędu przyjeżdża, by sprzedawać drzewka na rogu ulic Karolkowej i Wolskiej.– Lubię to robić, choć to nie jest łatwa praca – tłumaczy. Przez osiem nocy śpi w przyczepie kempingowej, w niej jada i odpoczywa. – Posiłki z kolegami robimy sobie sami, choć żony przygotowały trochę słoików z obiadami. No i ciepło nie jest w tej przyczepie. Choć w tym roku nie narzekamy. Zima nas oszczędza i mrozów na razie nie ma – opowiada emerytowany kolejarz ubrany w grubą czapę. Dochodzi godzina 21, jego kolega oprowadza po placu ostatnich klientów.
Mimo późnej pory nie zamiera ruch na rogu Jana Pawła i Anielewicza. Na teren stoiska wchodzi się przez zbudowaną z drewna bramę ozdobioną czerwonymi wstążkami. Pracuje tam Mieczysław Augustyniak z Piastowa. Przyjeżdża już od pięciu lat i przeważnie w połowie grudnia buduje płot, którym otacza swoje handlowe terytorium.
– Jestem tu cały dzień i jedną noc, później przyjeżdża zmiennik, a ja jadę do domu się wyspać i znów wracam – mówi elektryk, który na co dzień ma niewielki zakład instalatorski. Nie narzeka na polowe warunki. – Za potrzebą chodzę do baru obok. Dam dwójkę i mogę korzystać – opowiada.
Handlujący choinkami nie chcą mówić o zarobkach.– Lepiej nie kusić losu – mówią. W sezonie, w zależności od punktu, mogą sprzedać od 300 do 1000 drzewek. Średnia cena waha się od 40 do 80 złotych. Na jednym zarabiają mniej więcej jedną trzecią tej kwoty. Na rogu Waszyngtona i Kinowej w starym samochodzie siedzi pan Sylwester (na co dzień ma firmę budowlaną). Pilnuje swojego stoiska. Jego rodzina handluje drzewkami od lat.
– Mój dziadek pod Warszawą miał plantację choinek. Zaczął je sprzedawać ponad dwadzieścia lat temu, później robił to mój ojciec, a teraz ja przejąłem rodzinny interes – opowiada mężczyzna. Mieszka w Warszawie, dlatego może na noc wrócić do domu. – Ale na miejscu zawsze ktoś zostaje. Największa choinka, którą sprzedał, miała ponad osiem metrów wysokości. – Te najdłuższe to chętnie Cyganie kupują – opowiada. Sobie wybiera drzewko z własnych choinek. – Tak długo się im przyglądam, aż któreś wypatrzę, a potem zabieram do domu – mówi.