Polski konsument nie potrafił jeszcze wyrobić w sobie nawyku odkładania pieniędzy na tańsze zakupy, bo najczęściej nie ma z czego odkładać. Bardzo często również nie wierzy, że towar o połowę tańszy nadal jest najwyższej jakości. Zastanawiają się: jak to jest możliwe, aby ceny spadły aż o tyle? To kto na tym traci? Nikt nie traci, tylko handel mniej zarabia, rezygnując z części przeważnie horrendalnie wysokiej marży, i robi sobie miejsce na nową ofertę. Magazyn pełen niechcianych towarów kosztuje najdrożej.

W tej sytuacji wygrani są ci, którzy dostali pod choinkę bon towarowy albo “kopertę”. Prezent sprawią sobie sami i rzeczywiście kupią go taniej. Tylko że już bez całej świątecznej otoczki.

W żadnym wypadku na takie zakupy nie warto się zadłużać czy wydawać całego limitu, jaki mamy na karcie kredytowej, jeśli mamy świadomość, że nie uda nam się jej natychmiast spłacić. Wtedy 50-procentowa obniżka ceny okaże się zaledwie kilkuprocentową, a przedmiot kupiony pod wyprzedażowym naciskiem najczęściej ma to do siebie, że szybko przestaje się podobać.

Jeśli komuś zniechęconemu krajową ofertą przyjdzie do głowy ekstrawagancki pomysł, aby przyłączyć się do londyńczyków i tanią linią polecieć na zakupy do Wielkiej Brytanii, warto przypomnieć, że Londyn to bardzo drogie miasto, nawet po ostatniej przecenie funta.

Skomentuj na blog.rp.pl