Dziś Parlament Europejski zajmie oficjalne stanowisko w sprawie budowy gazociągu przez Bałtyk łączącego Rosję z Niemcami, który od momentu pojawienia się projektu wzbudza wiele kontrowersji. Zanim raport, który przygotowała Komisja Petycji, zostanie poddany pod głosowanie, podczas sesji odbędzie się dyskusja na jego temat. I może być gorąca, bo inwestycja ma wielu zwolenników, m.in. w gronie niemieckich eurodeputowanych, których osobiście przekonywał były kanclerz Gerhard Schröder (stoi na czele konsorcjum rosyjsko-niemiecko-holenderskiego, które zamierza wybudować rurociąg). Dokument, choć już przyjęła go Komisja Petycji, nadal wzbudza wiele emocji.
Z informacji „Rz” wynika, że deputowani zgłosili do niego prawie 50 poprawek, które będzie rozpatrywał parlament. Inicjator raportu, eurodeputowany PiS Marcin Libicki, jest jednak optymistą. Jego zdaniem są duże szanse, że dokument zostanie przyjęty w formie oryginalnej, bez znaczących zmian. – Obalenie raportu raczej nie wchodzi w grę – mówi „Rz”. – Dla najbardziej radykalnych poprawek nie udało się uzyskać szerszego poparcia. Chodzi o propozycję wykreślenia sformułowania, iż „budowa rurociągu na tak dużą skalę wymaga zgody wszystkich krajów przybrzeżnych”. Chodzi także o usunięcie zapisu, iż zainteresowane projektem państwa unijne wybiorą niezależną firmę do wykonania analizy oddziaływania gazociągu na środowisko. Gdyby parlament przyjął obie te poprawki, raport praktycznie straciłby swój sens. Marcin Libicki przyznaje, że choć dokument ten nie ma charakteru wiążącego, to przeciwnicy gazociągu będą się mogli powoływać w przyszłości na poparcie PE. Jednocześnie jest sygnałem politycznym dla jego inwestorów i krajów popierających Nord Stream. Krytyczne wnioski zawarte w raporcie mogą utrudnić inwestorom (firmom Gazprom, BASF, E. ON i Gasunie) zdobycie niezbędnych do rozpoczęcia budowy pozwoleń.
Zanim raport trafił na forum PE, już w Komisji Petycji trwała prawdziwa batalia o jego treść, bo do pierwszej – wyjątkowo krytycznej wersji – deputowani zgłosili 189 poprawek. Ostatecznie większość propozycji łagodzących wnioski raportu nie przeszła. Obawy o skutki ułożenia na dnie Bałtyku gigantycznego rurociągu są o tyle uzasadnione, że w morzu zalega broń chemiczna z czasów dwóch wojen światowych. Inwestorzy – przedstawiciele zainteresowanych firm – przekonują, że projekt nie stanowi zagrożenia, a dno morskie tam, gdzie znajdzie się rurociąg, zostało zbadane. I choć nie mają wszystkich pozwoleń ze Szwecji, Finlandii, Estonii, to i tak zapowiadają rozpoczęcie budowy pod koniec roku. Inwestycja ma poprawić bezpieczeństwo dostaw rosyjskiego gazu dla Europy, ale Gazpromowi zależy na ograniczeniu roli państw tranzytowych, jak Białoruś, Polska i Ukraina. Dlatego wielu ekspertów traktuje rurociąg bałtycki jako element gry politycznej Rosjan.
Anna Słojewska z Bruksel
i