isaliśmy, że w związku z niezgodnością naszych przepisów z prawem UE Ministerstwo Rozwoju Regionalnego zaleciło wstrzymanie się z występowaniem o pozwolenia na budowę, a Generalna Dyrekcja do zalecenia się zastosowała. Drogowcy mają czekać do momentu przyjęcia nowelizacji ustawy o ocenach oddziaływania na środowisko
Nikt winnego nie wskazał, a wszyscy głośno krzyczą, że to nie oni są winni. I nie są. Ale mam wrażenie, że broniąc się zaciekle, ich szefowie sami do końca w to nie wierzą.
Resort regionalny głośno mówi, że zalecenia to nie nakaz. Ale wyobraźmy sobie, jaki los spotkałby za kilka lat drogowców, gdyby zalecenia zignorowali i Unia kazałaby zwracać pieniądze? Poleciałyby głowy. Dokładnie to samo by się stało, gdyby minister rozwoju regionalnego nie ostrzegała beneficjentów i nie wskazała im ścieżki postępowania. To, że nie jest ona optymalna w świetle naszych drogowych zaległości, to już zupełnie inna sprawa. Ale wynika z przepisów unijnych, które, przystępując w maju 2004 r. do UE, zadeklarowaliśmy stosować. Unia daje nam ok. 50 mld zł na drogi, ale też stawia warunki.
Drogowcy twierdzą, że zaległości nie ma, powołując się na podane przez nas przykłady inwestycji najbardziej zaawansowanych. Twierdzą, że one wcale nie są opóźnione. Nie są. Ich przygotowanie jest na tyle zaawansowane, że mogłyby się rozpocząć w ciągu kilku miesięcy ? gdyby nie nowe przepisy. Z koniecznością dostosowania się do nich dyskutowałby tylko szaleniec. Taki się na szczęście nie znalazł, ale trwają poszukiwania głowy do ścięcia.
Jest problem wynikający z wieloletnich zaniedbań. Trzeba go rozwiązać. Tymczasem rządzący zwołują konferencje, bawią się w słowne przepychanki i przygotowują stosy, by palić czarownice….