Dlaczego płace prezesów ciągle idą w górę

Rośnie zapotrzebowanie na wybitnych i kreatywnych prezesów-przywódców. Koszty rekrutacji złej osoby mogłyby grozić obniżeniem wartości firmy – pisze Jan Polowczyk, niezależny konsultant i wykładowca, członek redakcji „Przeglądu Organizacji”

Publikacja: 15.09.2008 03:00

Dlaczego płace prezesów ciągle idą w górę

Foto: Rzeczpospolita

Red

Wynagrodzenia prezesów firm są ulubionym tematem mediów i wzbudzają żywe emocje czytelników. Przeciętne zarobki polskich prezesów spółek giełdowych za 2007 r. wynosiły 740 tys. zł, a więc ok. 340 tys. dol. Tymczasem przeciętny prezes spółki w USA z listy „Fortune 500” zarobił ponad 11 mln dol.

Ciekawych informacji dostarczają analizy wynagrodzeń prezesów firm z USA. W latach 1936 – 1979 miał miejsce wyraźny trend spłaszczający zarobki i w latach 70. XX w. prezes zarabiał ok. 40 razy więcej niż pozostali pracownicy. Natomiast w dwóch następnych dekadach, odpowiednio: 60 razy i 190 razy więcej. W 2006 r. było to już 364 razy! A to oznacza, że szefowie dostają codziennie tyle, ile ich podwładni w ciągu całego roku. Szefowie spółek europejskich zarabiają przeciętnie trzy razy mniej.W takiej sytuacji konieczne jest zastanowienie się nad przyczynami tego intrygującego i ciągle rosnącego trendu. Zacznijmy od tego, że równolegle skraca się okres zatrudnienia prezesów. Firma konsultingowa Booz Allen Hamilton stwierdziła na próbie 2500 największych korporacji, że rotacja prezesów zwiększyła się w latach 1995 – 2005 z 9 proc. do 15,3 proc. W firmach tych 35 proc. odejść z firmy była wymuszona i w ciągu 10 lat zwiększyła się czterokrotnie. Inwestorzy przyjmują coraz częściej aktywną postawę właścicielską i naciskają na zarządy spółek w celu osiągania jak najlepszych wyników. Aktywni inwestorzy doprowadzili w USA do usunięcia zarządów takich firm, jak GM, IBM, Boeing, Xerox, Disney, Merck, Hewlet-Packard i wielu innych. Podobnie jest też w Europie i Japonii. Skróceniu uległ okres sprawowania funkcji przez prezesów. W 500 największych amerykańskich firmach w 1980 r. było to przeciętnie osiem lat, natomiast w 2005 r. – już tylko pięć lat.

Prezes firmy w XXI wieku przestał być głównym biurokratą firmy, a stał się przywódcą, kimś w rodzaju hollywoodzkiej gwiazdy albo mistrza sportu

Tendencja ta nasiliła się także w Europie. Tu prezesi pozostają na stanowiskach średnio 5,7 lat, a w krajach niemieckojęzycznych – 4,7. Rady nadzorcze (albo rady dyrektorów) są bardziej wymagające i niecierpliwe. Szybciej niż kiedyś reagują na opinie niezadowolonych akcjonariuszy, analityków i mediów. Stanowisko prezesa stało się posadą wysokiego ryzyka. Rynki, trendy konsumenckie i technologie zmieniają się coraz szybciej. Wraz ze wzrostem wymagań i ryzyka rosną zarobki, w tym i prezesów. Działają tu zatem podstawowe zasady gospodarki rynkowej.

W Stanach Zjednoczonych, na początku 2007 r. głośno był komentowany przypadek Roberta Nardellego, zmuszonego do rezygnacji ze stanowiska prezesa wielkiej sieci supermarketów budowlanych Home Depot. Był on mocno krytykowany przez akcjonariuszy za bardzo wysokie wynagrodzenie. Rada dyrektorów długo stawała w jego obronie, ponieważ Nardelli przyczynił się do podwojenia obrotów Home Depot. Jednakże spadły zyski. Nardelli w ciągu 6 lat zarobił 245 mln dol. Odchodząc, mimo spadku wartości akcji, otrzymał dodatkowo 215 mln dol., co było zgodne z warunkami kontraktu. I zapewne nie byłoby problemu, gdyby ceny akcji Home Depot rosły. W sierpniu 2007 r. Nardelli, mający ciągle opinię świetnego menedżera, został prezesem firmy samochodowej Chrysler, po jej rozwodzie z niemieckim Daimler Benz. Jego stała płaca wynosi teraz jeden dolar rocznie. Reszta wynagrodzenia ma zależeć od wyników firmy.

Jak pisze profesor Reich w swojej ostatniej książce „Supercapitalism” w latach 60. XX w. płace były efektem przetargu między zarządami, związkami zawodowymi i rządem. Prezesowi nie wypadało windować swojej płacy. Prezes nie musiał być indywidualnością. Warunki działania były stabilne, sukces – zapewniony, a zyski – gwarantowane. Rywale nie grali ostro, co więcej, można się było z nimi dogadać w sprawie cen i podziału rynku. Prezes był raczej biurokratą działającym według przyjętych reguł.

Obecni prezesi są w odmiennej sytuacji. Otoczenie zmienia się szybko, a konkurencja jest ostra. To powoduje, że rośnie zapotrzebowanie na wybitnych i kreatywnych prezesów-przywódców, i takich, którzy mają na swoim koncie sukcesy. Koszty rekrutacji złej osoby mogłyby zagrozić obniżeniem wartość firmy. Rady są skłonne płacić prezesom coraz więcej. Rywale robią to samo.

W latach 1980 – 2003 średnia wartość amerykańskich największych 500 firm wzrosła sześciokrotnie. Średnie wynagrodzenie prezesów w tych firmach także wzrosło mniej więcej sześć razy. Na przykład w 2005 r. ExxonMobil miał zysk 36 mld dol. Jego prezes Raymond odszedł na emeryturę, otrzymując wypłatę 140 mln dol. Raymond miał dodatkowo prawo do innych świadczeń w wysokości 258 mln dol. Wydaje się to skandalicznie dużo, dopóki nie weźmiemy pod uwagę, że akcjonariusze Exxon pod rządami Raymonda trwającymi dekadę, otrzymali zwrot równy 223 proc., tj. o 18 proc. więcej niż konkurencja. Różnica ta oznacza, że akcjonariusze Exxon mieli zwrot większy o ok. 18 mld dol. A zatem wynagrodzenie prezesa miało uzasadnienie.

Prezes firmy w XXI w. przestał być głównym biurokratą firmy, a stał się przywódcą, kimś w rodzaju hollywoodzkiej gwiazdy albo mistrza sportu. Studia filmowe płacą wielkie sumy, ponieważ wiedzą, że dzięki gwieździe zarobią znacznie więcej niż bez niej. Dzisiejsze firmy płacą swoim szefom z podobnych powodów. Rady, zdając sobie sprawę z presji konkurencji, szukają „absolutnie najlepszych” prezesów i skłonne są dużo zapłacić, aby pozyskać owe gwiazdy.

Rady nadzorcze są bardziej wymagające i niecierpliwe. Szybciej niż kiedyś reagują na opinie niezadowolonych akcjonariuszy, analityków i mediów

Od 100 lat trwa trend, w wyniku którego produkcja wymaga mniej nakładów fizycznych, a coraz więcej – koncepcyjnych. W 1900 r. tylko 10 proc. pracowników zajmowało stanowisko wymagające profesjonalnych umiejętności technicznych lub menedżerskich. Do 1970 r. odsetek ten podwoił się, a dziś wynosi około 1/3 ogółu zatrudnionych. Rywalizacja o kreatywne talenty jest coraz bardziej intensywna na całym globie. To zachęca do mobilności. Ok. 150 mln ludzi, tj. 2,5 proc. populacji, mieszka poza krajami urodzenia. W USA – 30 mln, tj. 11 proc. ludności kraju. Więcej jest w Australii – 22 proc., Kanadzie – 18 proc. Trwała przewaga ekonomiczna polega na przyciąganiu i utrzymywaniu utalentowanych ludzi, bardziej niż na konkurowaniu w dziedzinie produktów, usług czy kapitału.Wielkim problemem XXI w. jest deficyt wykwalifikowanych pracowników. Firmy walczą o najlepszych specjalistów: firmy komputerowe szukają programistów, lotnicze – pilotów, producenci samochodów – inżynierów, szpitale – lekarzy itd. Niemal cały świat rozwinięty czekają demograficzne problemy: ogromna grupa pokolenia wyżu demograficznego wkrótce przejdzie na emeryturę. Jest zbyt mało młodych pracowników, by ich zastąpić. Dlatego pensje wykwalifikowanych pracowników rosną najszybciej. Dostosowanie się do tych przemian może zająć rynkom pracy wiele lat.

W amerykańskim systemie korporacyjnym najważniejszym gremium jest rada dyrektorów (board of directors), w której zasiadają dyrektorzy wykonawczy stanowiący zarząd (executive officers, executive board, management board) i dyrektorzy niewykonawczy (non-executive) – najczęściej właściciele, doświadczeni menedżerowie z innych firm, byli politycy i wpływowe osobistości. Należy dodać, że w radzie dyrektorów nie zasiadają wszyscy dyrektorzy wykonawczy, ale tylko ci najważniejsi. Nie ma formalnego rozdziału na zarząd i radę nadzorczą. Stąd na przykład w wielu przedsiębiorstwach amerykańskich prezes zarządu (president) i równocześnie także CEO (chief executive officer – główny dyrektor wykonawczy) jest również przewodniczącym rady dyrektorów (chairman of the board). Oznacza to skupienie wielkiej władzy w rękach jednej osoby. Stąd przy nazwiskach wielu szefów amerykańskich korporacji widzimy trzy tytuły: Chairman, President and Chief Executive Officer. Tak było i jest zawsze w przypadku niekwestionowanych autorytetów i założycieli (np. Welch w General Electric, Walton w Wal-Mart, Fisher w Gap itd.). Nie zawsze CEO zostaje automatycznie przewodniczącym rady dyrektorów. Na przykład Mark Hurd został CEO w Hewlett-Packard w kwietniu 2005 r., ale dopiero po dwóch kolejnych latach został przewodniczącym rady dyrektorów.Decyduje rynekPrezes firmy z USA ma dziś ogromne uprawnienia, znacznie większe niż większość jego europejskich kolegów, w tym polskich. Alan Greenspan na podstawie doświadczeń z zasiadania w radach dyrektorów stawia konkluzję, że prezesi i autorytaryzm, który się z nimi wiąże, to prawdopodobnie najlepszy przepis na sukces firmy. Mimo wszystkich oczywistych niedostatków, amerykański ład korporacyjny w XX w. musiał mieć też zdecydowane zalety, biorąc pod uwagę sukcesy gospodarki USA.Trwają dyskusje nad sposobami określania płac w zależności od twórczego wkładu własnego menedżera w powodzenie spółki. Chodzi o znalezienie miar, które pozwolą zneutralizować te czynniki, na które prezes firmy nie ma wpływu, na przykład wzrost cen surowców albo spadek kursów walutowych. Wydaje się, że najbardziej obiektywnym punktem odniesienia do ocen szefa firmy są wyniki innych spółek z branży.

Wysokie płace prezesów nie są usprawiedliwione społecznie i moralnie. Jako obywatele możemy to odczytywać jako nierówność niedobrą dla demokracji. Powstaje nowa arystokracja. Jednak to rynek jest tego przyczyną. A rynek z kolei to my: konsumenci i inwestorzy.

Wynagrodzenia prezesów firm są ulubionym tematem mediów i wzbudzają żywe emocje czytelników. Przeciętne zarobki polskich prezesów spółek giełdowych za 2007 r. wynosiły 740 tys. zł, a więc ok. 340 tys. dol. Tymczasem przeciętny prezes spółki w USA z listy „Fortune 500” zarobił ponad 11 mln dol.

Ciekawych informacji dostarczają analizy wynagrodzeń prezesów firm z USA. W latach 1936 – 1979 miał miejsce wyraźny trend spłaszczający zarobki i w latach 70. XX w. prezes zarabiał ok. 40 razy więcej niż pozostali pracownicy. Natomiast w dwóch następnych dekadach, odpowiednio: 60 razy i 190 razy więcej. W 2006 r. było to już 364 razy! A to oznacza, że szefowie dostają codziennie tyle, ile ich podwładni w ciągu całego roku. Szefowie spółek europejskich zarabiają przeciętnie trzy razy mniej.W takiej sytuacji konieczne jest zastanowienie się nad przyczynami tego intrygującego i ciągle rosnącego trendu. Zacznijmy od tego, że równolegle skraca się okres zatrudnienia prezesów. Firma konsultingowa Booz Allen Hamilton stwierdziła na próbie 2500 największych korporacji, że rotacja prezesów zwiększyła się w latach 1995 – 2005 z 9 proc. do 15,3 proc. W firmach tych 35 proc. odejść z firmy była wymuszona i w ciągu 10 lat zwiększyła się czterokrotnie. Inwestorzy przyjmują coraz częściej aktywną postawę właścicielską i naciskają na zarządy spółek w celu osiągania jak najlepszych wyników. Aktywni inwestorzy doprowadzili w USA do usunięcia zarządów takich firm, jak GM, IBM, Boeing, Xerox, Disney, Merck, Hewlet-Packard i wielu innych. Podobnie jest też w Europie i Japonii. Skróceniu uległ okres sprawowania funkcji przez prezesów. W 500 największych amerykańskich firmach w 1980 r. było to przeciętnie osiem lat, natomiast w 2005 r. – już tylko pięć lat.

Pozostało 81% artykułu
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Rok nowego rządu – sukcesy i porażki w ocenie biznesu
Biznes
Umowa na polsko-koreańską fabrykę amunicji rakietowej do końca lipca
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Polska kupiła kolejne nowoczesne bezzałogowce w USA i... sprzedaje bezzałogowce obserwacyjne Malezji