[b]RZ: Kilka dni przed tragedią metan wypływał ze ścian, górników wycofywano, przodek przewietrzano, górnicy wracali do roboty. A do tragedii i tak doszło.[/b]
Jerzy Markowski: Bo to były decyzje pozorowane. W tej kopalni zagrożenie zapaleniem czy wybuchem metanu było permanentne, więc należało prowadzić prace pod specjalnym nadzorem, a nie zrobiono tego! To są proste, banalne procedury istniejące od lat. Dyrektor składa wniosek do Okręgowego Urzędu Górniczego i wprowadza się specjalne rygory, a taki rejon staje się rejonem tzw. akcji ratowniczej. Włącza się specjalny, długotrwały system przewietrzania, górnicy pracują w maskach itd. Mówiąc cynicznie, dyrektor jest kryty, gdyby coś się stało.Tragiczne jest to, że lekceważenie przekroczenia stężeń gazu było powodem tragedii w Halembie, w której zginęło 23 górników, i tutaj znowu popełniono ten kardynalny błąd.
[b]Kilkanaście dni wcześniej urząd górniczy kontrolował tę ścianę. Dlaczego zlekceważono wysokie stężenie metanu?[/b]
Z chojractwa, z nonszalancji nadzoru, braku pokory wobec natury i odpowiedzialności za ludzi, których się ma pod sobą. Bo tysiąc razy się udało, to uda się i tysiąc pierwszy.
Poza tym, jak sądzę, to była ściana eksploatowana, mieli końcówkę do zamknięcia ściany i wie pani, co się wtedy dzieje? Taka końcówka często zwalnia z rygoru. Kończymy, po co prace przedłużać, jakoś dojedziemy.