Rosyjski koncern, który jest największą firmą gazową na świecie i dostarcza Unii Europejskiej jedną czwartą potrzebnego surowca, ostro krytykuje plan liberalizacji rynku. Bruksela chce zwiększyć bezpieczeństwo dostaw gazu poprzez większe otwarcie dla konkurencji, co ma dać swobodny dostęp zainteresowanych firm do infrastruktury (rurociągów i magazynów).
Tymczasem wiceprezes Gazpromu Aleksander Miedwiediew twierdzi, że te pomysły będą niekorzystne i groźne dla samej Unii. Jego zdaniem reforma rynku gazowego powoduje ryzyko dla zaopatrzenia, bo forsowana konkurencja między producentami gazu spowoduje, że kontrakty krótkoterminowe na dostawy będą przeważać nad długoterminowymi. W efekcie dostawy spadną, jeśli cena gazu będzie za niska.
W opinii Gazpromu wieloletnie kontrakty są najlepsze, bo pozwalają na zaplanowanie i realizację nowych projektów wydobycia surowca. Wiceprezes rosyjskiego koncernu skrytykował także plan wyznaczania niezależnych operatorów dla gazociągów, uznając, że nie będą chcieli w nie inwestować.
– Niezawodność dostaw gazu do Europy będzie determinowała konkurencja z innymi rynkami gazowymi, na przykład azjatyckim – stwierdził Miedwiediew w wywiadzie opublikowanym na stronie internetowej Gazpromu. Przypomniał, że koncern zawarł umowy na eksport błękitnego paliwa do Chin i zaczął dostarczać gaz skroplony do Korei Południowej i Japonii.
Komisja Europejska uważa rosyjską krytykę za bezpodstawną. Marlene Holzner, rzeczniczka unijnego komisarza ds. energii, broni koncepcji wydzielenia niezależnych operatorów gazociągów i zapewnia, że unijne przepisy nie zabronią firmom zawierania kontraktów długoterminowych na dostawy gazu. – Jedyny wymóg to przejrzystość – dodała.